środa, 14 października 2015

A konie...kic,kic.

  Wczoraj raniutko z błogiego poczucia, że wszystko mam pod kontrolą, wyrwało mnie natrętne ,,dzyndzanie" dzwonkiem przy rowerze, które wyczyniał ,,pan Ogonek". Już miałam dać mu do zrozumienia, co sądzę o jego "dzyndzaniu", ale on pełnym oburzenia głosem wykrzyczał mi, że "moje konie są już pod Z". To, że konie nie są już tam, gdzie były przed paroma minutami wprawiło mnie w głębokie zdumienie. Jak co rano, zrobiłam obchód ogrodzenia, wszystko było OK - ale dlaczego "Ogonek" był taki oburzony ? Otóż "moje konie" przyglądały mu się jak zbierał kukurydzę i nagle przerwały sznurek (taśmę od pastucha elektrycznego) i zrobiły "kic" przez rów - tak to właśnie określił "a ja patrzę panie, a one kic, kic przez rów i do mnie, to ja panie za rower, i w nogi". To się musiało dziać ! Zapewne konie, dumne z siebie galopowały z podniesionymi ogonami, a para buchała  im z nozdrzy (poranek był chłodny). "Pani, to potwory" - "Ogonek" był nie na żarty przerażony - chciał coś jeszcze dodać ale ja rzuciłam tylko "bardzo dziękuję"... i...
  Pobawiliśmy się w "akuku" jak zawsze trzy razy. Potem radośnie założyłam kantary i wróciliśmy wszyscy do domu. Ta część pastwiska była już "spalona". Konie wyczuły, że przy asfalcie rosną jabłonie, a pod nimi są jabłuszka i jak je znam to "kic, kic" będzie co chwilę. Pół dnia mi zajęło rozciąganie taśmy na najdalszym pastwisku - którego już z domu nie widzę - teraz mają do dyspozycji 3 hektary, a ja gwarantowane spacery, po moich prywatnych "stepach Akermanu".
  Ta historia przypomniała mi inne zdarzenie z przed lat. Ta czwarta była malutka, nauczyła się właśnie chodzić i wyszłyśmy na spacer na naszą "prywatną" bitą drogę, przy której rosną wielkie dęby. Zbierałyśmy żołędzie, dzień był piękny i cichy, i nagle usłyszałam ogłuszający tętent. Zdążyłam chwycić malutką i zejść z drogi, a obok nas przecwałowało stado koni. Było ich chyba ponad dziesięć, w pełnym pędzie - łał - z radością, z rozwianymi grzywami. Przebiegły tak szybko, że myślałam, że to sen ale po chwili z łąk słychać było ich rżenie. To był jeden z najpiękniejszych obrazów jakie w życiu widziałam. Biła z nich siła, radość i wolność. To były konie sąsiada, które mu często uciekały, a drogą obok naszego domu wracały do siebie - z radością.
  Pozdrawiam
  Ta trzecia
 P.S. Dołączam zdjęcia z deszczem - nareszcie.