wtorek, 25 lutego 2020

z poniewczasu...

      Teraz , kiedy internet się pojawił po dwóch tygodniach i już sama nie wiem ilu rozmowach ze sztuczną inteligencją ,zasiadam do lapka i piszę...
   Zimy oczywiście brak - ciepło i dość słonecznie - ja tam nic nie mam przeciw takiemu ociepleniu klimatu - wiader i tańców na lodzie mam absolutnie dość. W tym sezonie sprawę załatwiła pompa w studni i ja tak absolutnie kulturalnie tylko guziczek sobie przyciskałam i woda do wanny spływa...No ale oczywiście nigdy nie ma tak, żeby było dobrze....Wody nie muszę nosić ale mam - krowę! To w zasadzie nie jest jeszcze krowa ale jałówka - i to jest taka jałówka, która nie chce być krową.
  Jest takie powiedzenie - jeśli Bóg chce cię ukarać spełnia twoje marzenia - i bąc - moje spełnił...
  Klenentyna - czyli ta krowa- to jersyka  - no śliczna jest ale taka trochę bardzo krowiasta - a ja jak się okazało to o krowach absolutnie nic nie wiem. Teraz mądrale radzą mi żebym Klemkę sprzedała i kupiła kozę - ha, ha - ja o kozach też nic nie wiem...
 Dlaczego z Kleką jest problem ?
           Krowa je dużo - baaardzo dużo,
           krowa je inaczej niż konie,
           krowa potrzebuje też jeszcze czegoś
   - i ja tu już wymiękłąm - w temacie co to ma być- jedno wiem Klemka ma tak ogromne wahania wagi , że to jest przerażające i ona CAŁY CZAS JE !
  Jakby tego było mało krowa musi zajść w ciążę żeby było mleko - a Klementyna NIE CHCE !
     Ona powtarza ruje jak w zegarku - co 18 dni i tak już ponad pół roku....Ale jest postęp - ja już wiem, że gdy ona ma ruję to ona może na mnie skoczyć - zapewniam, że świat widziany z pozycji leżącej - z krową na plecach-  jest dość przerażający.
    Taaak nie miała baba kłopotu kupiła SOBIE KROWĘ.
   Klemka ma teraz obcięte rogi - ale kiedy jeszcze te rogi miała to była u nas  corrida - biegała za mną po całym wybiegu ze spuszczoną głową i próbowała wziąć mnie na rogi. Formalnie czułam  to jak mój autorytet u koni topniej do zera - ale to był wstyd !
  No nie - żeby nie było.... ja Klementynę kocham - moją miłością pierwszą krowią -tylko ja absolutnie nie miałam pojęcia co to znaczy mieć krowę!
    Nooo jeszcze jakieś 10 lat i się nauczę....a tak absolutnie między nami - to krowa śmierdzi okrutnie - oj, oj, ja już jestem tak bardzo przewrażliwiona na punkcie tego zapachu, że go na metr np. w sklepie wyczuwam  - no bo przecież w N. też bywają ludzie co krowy mają...
   Najgorzej to ma teraz Donieczka - awansowała na głównego węchowego i zawsze musi odpowiadać na moje "wąchaj - czujesz coś?"
 Oj tak, jak ja się rozwijam, mój ty Boże...
  Kiedy z moimi psiapsiółkami  z W. rozmawiam - przez telefon oczywiście, w ten sposób problem zapachu jest rozwiązany - to one - te przypsiapsiółki myślą, że ja z tą krową to żarty sobie robię - nie wszystkie wyprowadzam z błędu...
  Ja optymistą jestem i mam nadzieję na pozytywne załatwienie sprawy. Jeśli chodzi o inne stany umysłowe to było już bardzo źle - polityka sięgnęła poziomu piwnicy i to jest nie koniec jeszcze ale miałam szczęście -znalazłam w sieci video recenzje Tomasza Raczka - i oglądam je wszystkie jak leci, byle tylko pięknej polszczyzny z ust człowieka niegłupiego posłuchać...

Pozdrawiam Donia

ps
 powinnam pierwsze kwiatki sfotografować - ale dziś ozdobniki w wykonaniu Donieczki - jak się już z funkcji wąchacza wymigała wybyła  na ferie - i wiecie Państwo co mnie bardzo ubawiło -  myśl , że kto wie czy moja córeczka przypadkiem Klemką nie wali - bo ona wcześniej miała dyżur w stajni...