niedziela, 31 lipca 2016

chleba naszego powszedniego...


   Trochę inaczej niż wszyscy wokół mnie odczuwam pory roku - wiosnę wyczuwam już w grudniu tuż  po świętach , objawia się  innym - nowym światłem, czymś ulotnym w powietrzu , ledwie wyczuwalnym nowym zapachem, a często także wzmożonym przelotem ptaków po niebie  - i tak z miesiąca na miesiąc jest tej wiosny więcej  i więcej , aż nastaje  lato . W moim kalendarzu  trwa bardzo krótko  tydzień może  dwa - jest gorąco i sucho - i ani się obejrzę nadchodzi jesiennik i to jest właśnie obecna pora roku.   Drzewa i trawa żółkną zmęczone upałami, z pól dochodzi nas ten szczególny zapach skoszonych ściernisk, stodoły pełne są siana i słomy, a to znaczy, że nasze zwierzęta są już zaopatrzone na zimę.










  Jest wokół tyle piękna i sytości, że dech w piersiach zapiera a jednocześnie te delikatne mgły poranne są zapowiedzią przemijania i tak ten mój jesiennik  bardzo, bardzo wolno w piękną i w sytą jesień przechodzi.. Dokładnie, jak w zegarze, w połowie września przyjdzie pierwszy jesienny przymrozek i zniszczy kolorowe dalie w ogrodzie ale inne kwiaty będą dalej trwały - czasem aż do początku listopada - a wraz z ich odejściem zacznie się dla mnie zima, która potrwa nie tak długo - bo już w grudniu tuż po świętach.....



       Upiekłam ostatnio dużo, dużo chleba  - biały , lekki i puszysty, na drożdżach na piknik rodzinny  bo taki własnie chleb cenią  koleżanki Tej Czwartej : a dla nas  i dla gości zrobiłam chleb żytni na zakwasie z dynią - jak to mówią miód malina jeden bochenek dostał  mój ulubiony sąsiad bo to on właśnie robi dla mnie mąkę żytnią ze zboża, które oglądam z okien mojej sypialni czy to nie jest absolutnie wspaniałe bo dziś już tak rzadkie by jadać chleb z "własnego "zboża ?
  Bardzo mnie ucieszyło, że w Krakowie papież Franciszek tak wyraźnie opowiedział się za udzieleniem pomocy uchodźcom. Rozmawiałam  o uchodźcach z wieloma osobami i muszę z żalem stwierdzić, że niezależnie od ich sympatii politycznych, wykształcenia , statusu majątkowego generalnie Polacy są uchodźcom nieprzychylni. Jestem absolutnie zszokowana tą sytuacją - jak tacy ludzie jak ja, potomkowie tułaczy wojennych, dzieci rodziców wyjeżdżających na tzw. "saksy" do Niemiec, małżonkowie i małżonki osób z  tzw.współczesnej emigracji zarobkowej mogą  mieć w sobie tyle niechęci do tych ludzi, których - powiedzmy to jasno - tylko w telewizji widzieli.....
  Nie wiem co zrobię kiedy fala uchodźców będzie dzień i noc sunęła naszą drogą, nie wiem co zrobię kiedy setki z nich będą koczować na moich łąkach i tak je zniszczą, że już nie będzie co kosić i zostanę bez siana na zimę, nie wiem co zrobię kiedy nocą do moich drzwi zapuka grupa mężczyzn o ciemnej karnacji prosząc o pomoc, nie wiem co zrobię kiedy po moim ukochanym ogrodzie będzie biegać gromada głodnych dzieci, które część plonów zjedzą, a resztę zniszczą i co wreszcie zrobię, gdy na mojej białej kanapie usiądzie brudna zdrożona kobieta i zacznie przewijać zawszone - jak powiedział nasz przywódca - dziecko.....Wiem tylko, że po pierwsze na wiosnę 1945 roku moja babcia trzymała na ręku kilkutygodniowe niemowlę  i razem - w bydlęcym wagonie odbyły bardzo długą podróż..... po drugie nikt obecnie nie da mi gwarancji, że ja nie... dalej aż boję się mówić i po trzecie jestem pewna, że pośród tych tysięcy, które idą ze wschodu są takie kobiety jak ja - tak samo jak kochały swoje domy  i ogrody cieszyły się każdą wiosną i jesienią - ale one nie mają już domów i ogrodów, a ja mój mam.............. i dla tego czuję się gotowa odpowiedzieć na te wszystkie pytania.
Pozdrawiam
Ta Trzecia
P.S. Miodu lipowego to nawet łyżki nie polizałyśmy tak to jest z boskimi zamówieniami...






poniedziałek, 11 lipca 2016

cisza i jazgot...

 
 
    W ostatnim czasie spotkałam tylu ludzi i wysłuchałam tyle opinii - na tematy różne - że w głowie mi się kręci... Sama niestety należę do osób, które bardziej lubią mówić niż słuchać ale nawet gdyby było inaczej ta mnogość wrażeń i tak nie pozwoliłaby mi na rzetelne przeanalizowanie wszystkiego co usłyszałam..
  Mam  takie nieodparte wrażenie, że większość ludzi mówi z wielkim przekonaniem o sprawach na których się prawie nie zna albo o których myśli, że się zna (celowo używam takiego rozróżnienia, są tacy, którzy czują się zobligowani do wypowiedzi na każdy temat, czasem mają nawet świadomość tego, że dyrdymały plotą i są tacy, którym się wydaje, że świat tylko czeka na ich objawione myśli  - pochlebiam sobie zaliczając się do tego pierwszego sortu) po drugie ci którzy się znają raczej się nie wypowiadają, a jeśli już to  ostrożnie i po trzecie im jestem starsza i więcej wiem  tym bardziej mam świadomość tego jak mało wiem i jak wiele jeszcze mogę - powinnam się nauczyć - wiem, że nie jestem odkrywcza..........
    Zrobiłam w życiu wiele rzeczy, które śmiało nazwę dziś szalonymi, tylko dlatego że nie miałam pojęcia na co się porywam bądź nie zdawałam sobie sprawy z niebezpieczeństwa - często się nad tym zastanawiam czy właśnie brawura i arogancja nie napędzają świata...
    Ale się rozpisałam a moje myśli objawione... niestety umilkł jeden głos, który dla mnie wiele znaczył  - zmarła pani Janina Paradowska, której wyważony sposób pisania o polskiej polityce bardzo mi odpowiadał i mam teraz wrażenie że pozostał tylko jazgot... Jej odejście byłoby zawsze wielką stratą dla polskiego dziennikarstwa, ale w chwili obecnej  odczuwam ją jako szczególnie dotkliwą...
Jest bardzo gorąco - moja studnia już wyschła, rowy też  są puste. Sianokosy skończone, pastwiska wyschnięte - czyli wszystko po staremu. Miód, który sprzedałam bardzo posmakował i gdybym chciała sprostać zamówieniom, musiałabym mieć jeszcze chyba pięć rodzin pszczelich..... Znajomy mówi jest popyt  - trzeba zwiększyć podaż - ha, ha przecież ja tak naprawdę nie sprzedaję miodu tylko pewną atmosferę nastrój, ciszę  i nie chcę, żeby mnie obowiązywało prawo popytu - podaży...

Pozdrawiam Ta Trzecia
P.S. Ta Czwarta już od dawna wspominała, że należałoby założyć stronę na Facebooku dla naszego gospodarstwa agroturystycznego. Ponieważ na brak obowiązków nie narzekam długo się zastanawiałam aż wpadła na genialny pomysł, że stronę założy Ta Czwarta i będzie ją obsługiwać (pomagając mi nadal w prowadzeniu bloga) Słowo się rzekło strona jest. Oto jej adres:  https://www.facebook.com/Dom-Margiki-1403749959932443/  Jeśli macie Państwo wolę i czas zajrzyjcie tam.






























piątek, 1 lipca 2016

Czas i ja


To miało być kilka dni tylko dla mnie  - nie odbierałam telefonów, nie robiłam planów. Wykończona upałem przysypiałam na fotelu z książką w ręku.  Konie budziły mnie rankiem przenikliwym rżeniem - hmmm , no cóż , zdarzyło mi się spać nawet do  ósmej.... Wytrzymałam tak dwa dni - a potem miałam dość tego nic nierobienia.  Zajęłam się ogrodem i  całe szczęście, że czas mojego " wypoczynku " minął bo "wylizałabym" ogród na śmierć - to znaczy  wszystko byłoby tak okropnie  czyste i zadbane -  dokładnie takie  jak być nie powinno - ale " mój czas "się skończył i wszystko wraca do normy czyli " kontrolowanego" zachwaszczenia.

Dla  Tej Czwartej zrobiłam tablicę do gry w kosza ,w/g niektórych to najbardziej praktyczna rzecz, jaką zrobiłam w życiu ....
Zastanawiałam się dlaczego liście lilii wodnych są tak bardzo pokaleczone - myślałam , że może w trakcie przesadzania uszkodziłam pąki liściowe i dopiero teraz to widać ... ale to nie tak - powód jest bardzo prozaiczny - Ramzes ( nasz pies), kiedy się nudzi łapie liście pyskiem i szarpie nimi - i jak go znam nikt, ani nic, nie jest wstanie go tego oduczyć czyli liście będą dziurawe....



Czytam teraz  Fabienne Verdier  Pasażerka ciszy. Książka to prezent,  polecany jako " gorący " tytuł  wśród aktualnych pozycji o sztuce....No cóż... dla mnie książka ta nie wnosi niczego nowego ani jeśli chodzi  o samą autorkę - wydaje mi się , że  została po prostu spisana z dyktafonu i  stąd to nieodparte wrażenie " przeźroczystości" autorki.  Tej spisanej,ustnej wypowiedzi brak mimiki i gestykulacji -  chyba, że to wina przekładu ale tego nie jestem w stanie stwierdzić - moje ambitne plany czytania Prousta w oryginale spełzły na niczym....A może moi czytelnicy z Francji mogą coś na ten temat powiedzieć ? Drugą sprawą, która mi mono doskwiera przy czytaniu  omawianej  pozycji jest , że tak powiem,  swoista arogancja kobiety z zachodu w stosunku do zastanych kontekstów życiowych jej chińskich towarzyszy  - jej się wydaje , że rozumie, a jak już rozumie to może zmienić......
 Myślę o tym, jak ja poznawałam obce mi kultury, język I  tradycje,- dla mnie były to jakby kolejne kręgi wtajemniczenia, aż pozostało coś nieuchwytnego, czego nigdy nie będę wstanie zgłębić....

 
A tak naprawdę to chciałam namalować obraz ( popełniłam już w życiu kilka obrazów, choć jako historyk sztuki pewnie nie powinnam, zbyt dobrze wiem co to znaczy dobry obraz...) obrazu nie ma  '   nie ma we mnie tego niezbędnego spokoju i stanu skupienia ....
 
Pozdrawiam Ta Trzecia