piątek, 28 października 2016

...a jaki był plan ?.......

..... że wstaję o świcie to mało powiedzieć - wstaję kiedy dzień ani myśli się jeszcze  budzić...W ciemnościach karmię konie, zakładam wyjściowy " mundurek", czasem zdążę jeszcze łyknąć troszkę kawy -  i skradam się przez lasy do najbliższej stacji kolejowej . Kilkanaście kilometrów  strasznie się wlecze, zaklinam wszystkie moje bóstwa opiekuńcze  , by szczęśliwie dojechać na miejsce i ujść  samobójczym atakom saren , a nie daj Boże i jeleni. Samochód osobowy po zderzeniu z łanią   wygląda jak by go czołg najechał  widziałam kiedyś taki - dymił i rzęził ;  łania też oddała życie....W takiej sytuacji moje włoskie maleństwo zostałoby zmiecione z drogi..... W końcu jestem na stacji.  Wtapiam się w czekający tłumek - powoli zaczyna się przejaśniać -podziwiam piękne, plastikowe twarze  młodych kobiet -  za pewnie uczennic i złoszczę się na siebie, że wymiękłam przy procedurze "utrwalania podkładu na twarzy" gdy Ta Czwarta usiłowała wprowadzić mnie w tajniki makijażu... (To było dla mnie trudniejsze niż gramatyka łacińska...), jak mówię poddałam się i teraz stoję w tym lepkim świetle poranka z nagą twarzą i czuję się coraz bardziej szara, zmęczona i ...stara.
  Torby z prowiantem na kilka dni -  te wszystkie pierożki, paszteciki, itp, których normalnie nigdy nie praktykuję -  ciążą mi coraz bardziej; kiedy przyjeżdża pociąg, kupuję bilet " do " i ten z powrotem do mojego świata. Teraz przede mną dwie godziny czytania..... - tylko parę osób bawi się jeszcze papierem  - wszyscy inni używają telefonów lub czytników, prawie nikt nie rozmawia - czasem  dwóch młodzieńców pokłóci się  w trakcie odpisywania zadań... Zaczynam już rozpoznawać moich współpasażerów  - albo co bardziej odpowiada prawdzie - rozpoznaję najpierw kurtki, potem fryzury, a na końcu twarze - nie wiem gdzie wsiadają ani gdzie wysiadają te kurtki - przez chwilę istnieją w moim świecie, gdy podnoszę wzrok znad gazety.... Mam przed sobą jeszcze chwilę w autobusie  mpk i jestem na miejscu - przez parę godzin opiekuję się, wysłuchuję relacji o stanie zdrowia,  miejscowych ploteczek, gotuję, sprzątam, grabię liście w ogrodzie - późnym popołudniem uświadamiam sobie, że jeszcze nic nie jadłam... Gdy zapada zmrok szykuję się do powrotu... Na małej stacji, w wielkim mieście, śmierdzi - trochę toaletą, trochę ludzkim niedomytym ciałem, choć bezdomnych jeszcze nie widać - pojawią się pewnie gdy nadejdą chłody - a może nie pojawią się - w szklanej klatce siedzi pan Ochrona. Pociąg jest zazwyczaj spóźniony , trudno znaleźć miejsce siedzące - już wiem, że dwie -  trzy stacje muszę poczekać i zacznie się wyludniać... W tym strasznym neonowym świetle wszyscy mamy upiorne, szare -  twarze, plastykowe piękno w  mozaice zimnych cieni wygląda kuriozalnie....... W końcu jestem jednym z ostatnich pasażerów, konduktorzy dyskretnie troszczą się  bym wysiadła na mojej stacji ... - zaraz potem pociąg kończy bieg.... Moje maleństwo czeka...odpalam silnik i rozpoczynam modły o dobrą drogę... brama wjazdowa jest otwarta  i już prawie nie wiem czy to noc wieczorna czy poranna - dopóki Jagna nie powita mnie rżeniem - głośnym, radosnym, przenikliwym  - ja też się cieszę.... Nazajutrz wstaję już normalnie  - o ludzkiej godzinie - czyli szósta ileś tam muszę nadrobić zaległy dzień.......
.................................................................................................................................................................
Wszędzie mnóstwo liści -muszą poczekać - mam ważniejsze prace w ogrodzie - trzeba wykopać buraczki, marchew - muszę się śpieszyć, kiedy przyjdą chłody i deszcze będzie mi bardzo zimno i będę przeklina jesień i wszystko na świecie...






 to moje nowe poetko truskawek......


 pory i selery naciowe obrodziły wspaniale...





 mamy już prawie listopad , a w szklarni znajdzie się jeszcze pomidor...
















 płasko tu dość.......


 Pozdrawiam
Ta Trzecia

 .....na marginesie.....
.....mam kłopot z filmem  Wołyń - ze względu na historię rodzinną nie zapodam sobie tego obrazu ale dużo na jego temat czytam i rozmyślam  - coś mnie w nim doskwiera -  może nawet nie w samym filmie bo go nie widziałam, ale w atmosferze która się wokół niego wytworzyła , szukam słów i ich nie znajduję  - mam niejasne jeszcze uczucie  , że mamy tu do czynienia jakimś nadużyciem....

sobota, 15 października 2016

Post na pożegnanie sezonu........







     Nie rozpaczam, że lato się skończyło, nie popadam ani w melancholię ,ani w depresję - zwyczajnie nie mam na to czasu - jest tyle pracy -  w ogrodzie ,  w domu i w ogóle ze wszystkim, że dni są dla mnie zbyt krótkie i to nie dla tego wcale, że słońce wcześniej zachodzi.... ale czuję ogromny żal - wiem że to uczucie przeminie- kiedy tylko zrobi się jeszcze odrobinę chłodniej będę błogosławić te niskie pomieszczenia zimowej części domu , te kominki i piece - ale teraz jeszcze nie mogę - dąsam się i niecierpliwię za każdym razem  gdy rozpalanie trwa zbyt długo , tropię każdy ślad kurzu i ślady popiołu na podłodze  i spoglądam z wielkim żalem na pustą już stodołę, która powoli zamienia się w ogromny składzik mebli ogrodowych i chwilową spiżarnię.......i z tej tęsknoty i żalu postanowiłam napisać ten  post - myślę , że bardziej dla mnie samej niż dla Państwa....Kiedy już będzie bardzo zimno, a mnie nerwy będą odmawiać posłuszeństwa i przestanę już prawie wierzyć w to, że jeszcze będzie lato i światło i jasność w pomieszczeniach - usiądę i będę oglądać te fotografie - aż nabiorę sił i zrodzą się w mojej głowie nowe pomysły i tak doczekam do wiosny....









































W aparacie obok ostatnich już w tym roku fotografii ze stodoły mam sporo zdjęć z ogrodu, które jakby przypadkiem znalazły się w tym wpisie, ale niech i tak będzie- też się przydadzą kiedy najdą mnie tęsknota i smutek......




































Bardzo lubię mgły , zdarza się , że podchodzą aż pod dom, absolutnie niezwykłe doznanie być otulonym przez mgły....




 Sezon w naszym pensjonacie w tym roku był nieco krótszy, w przyszłym roku mamy nadzieję ruszyć już w maju -  jeśli tylko pogoda pozwoli. Gościliśmy naprawdę przemiłych ludzi - otwartych, ciekawych, a czasem bardzo wyrozumiałych - szczególnie dla naszego psa - to najbardziej towarzyski pies pod słońcem - ale bywa też męczący...  Wszystkim bardzo , bardzo serdecznie dziękujemy za odwiedzimy i mamy nadzieję, że zachowacie nas w pamięci . Wszystkich, którzy planują nas powtórnie odwiedzić błagam -  dajcie odpowiednio wcześniej znać bym mogła zarezerwować dla was miejsce...
No proszę , wystarczy, że pooglądałam przez chwilę zdjęcia ze stodoły a już myślami jestem przy następnym sezonie - hola , hola do maja jeszcze duuużo czasu, a ja mam w głowie mnóstwo pomysłów i jak tylko uporam się z ogrodem i całą resztą przystąpię do dzieła...
Pozdrawiam Ta Trzecia