wtorek, 4 października 2016

o książkach i roślinach.....

To miał być post tylko o ogrodzie  - ale nie będzie - miałam być w wielkim mieście tylko trzy dni - byłam siedem. Miałam do dyspozycji wielkie , puste mieszkanie  - pół willi z ogrodem -miałam samotne wieczory (rzadko odczuwam, aż taką niechęć do życia towarzyskiego jak ta ,której teraz doświadczyłam) i miałam ogromny stres. Teraz, kiedy już jestem w domu,odkrywam mój świat na nowo, jakbym lata całe była poza domem - wszyscy znamy to uczucie kiedy wydaje się, ze minuta to wiek cały, a sekundy -   długie godziny. Korki w wielkim mieście niebotyczne, przeżyłam je uzbrojona w cztery książki, z których dwie już przeczytałam - "Grzechy Kozaków "  autorstwa   Jana Kochańczyka - można przeczytać ale jak mówi mój znajomy  - "szału nie ma";   natomiast  "Daleko stąd Podróż afrykańska" , której autorem jest Evelyn Waugh to lektura"musowa" -  nie będę silić się na mądre recenzje  - w tym wypadku po prostu nie uchodzi -  przytoczę tylko zdanie  - cytat z " Guardin'a" umieszczony na okładce książki - 
"Cierpki i zabawny, zawsze czujny, przenikliwy i spostrzegawczy". Autor opisuje swoją podróż do Afryki w latach 30 - tych ubiegłego wieku, a opowieść zaczyna od opisu ceremonii koronacji  cesarza Hajle Sylasjje....................................................................................................................................Z tej samej serii wydawnictwa Świat Książki , a seria nazywa się Sfery. Sfera reportażu ,  przeczytałam ostatnio i gorąco polecam  "Coś do oclenia"  Barnes'a - to bardzo  ciekawe jak cudzoziemiec , w tym wypadku Anglik,  spostrzega Francję; autor poświęca też dużo miejsca rozważaniom dotyczącym życia  twórczości  Flauberta  -  zapewniam, że to co ma do powiedzenia , jest i ciekawe ,i mądre ,i                 zabawne nawet... Dodam jeszcze, że wspomniane przeze mnie pozycje do najnowszych nie należą - większość książek kupuję w składach taniej książki - tam mogę kupować intuicyjnie  - ot tak -może będzie się podobać , może nie..., w przypadku nowości wydawniczych, zawsze zakupy   poprzedzam  lekturą recenzji.
.............................................................................................................................................................
        Miałam zamiar opisać ludzi, sytuacje i wydarzenia, które były moim udziałem przez te kilka dni, ale pozwolę im wpierw się " uleżeć" i poukładać, a kiedy będę gotowa,  podzielę się z Państwem moimi wrażeniami.

................................................................................................................................................................

Po powrocie do domu,  doświadczyłam tej oszołamiającej ciszy, która tu panuje - jest w niej coś absolutnie kojącego -  coś,  co czyni to miejsce " wyjętym spod czasu ". Dopiero teraz widzę jak bardzo zanurzone w zieleni są -  ogród,  dziedziniec  przed domem , a nawet te , rozległe przecież łąki,  otoczone lasem. W dniu  mojego powrotu, późnym wieczorem,  spadł porządny deszcz - pierwszy taki od miesięcy, dosłownie na moich oczach jesiennik stał się kolorową jesienią , a wszystko, co jeszcze chce być zielone , zazieleniło się soczystą, głęboką zielenią. Kiedy deszcze ustaną pojawią się mgły - tu tak piękne jak nigdzie indziej ( no dobra, są jeszcze połoninny....)

Zdjęcia pochodzą  z okresu" suszy" , kiedy trochę obeschnie,  pokażę jak wspaniałe po deszczu zrobiły się pory, szpinak i pasternak.....

  


Tunel na fasolę - do oberwania został jeszcze jasiek ale muszę poczekać aż wyschnie; 




ten fluorescencyjny róż to bodziszki, na wiosnę postaram się zdobyć  odmianę o fioletowych kwiatac;, bodziszki to absolutnie idealna roślina do mojego ogrodu - przetrwa absolutnie wszystko......




Szklarnia tak wyglądała tuż przed moi wyjazdem, niestety parę razy drzwi nie zostały otwarte na dzień ( a mamy za sobą parę upalnych dni październikowych) i część roślin się " ugotowała" ale mam nadzieję, że coś się jeszcze uchowa.....




Niestety  - arbuzy to absolutna porażka - wyrosły małe , o dziwo nie są nawet słodkie , a co wody  poszło do podlewania  !- na dziś - myślę , że uprawę arbuzów sobie daruję - troszkę szkoda, nie lubię się  poddawać, pomyślę o tym jeszcze raz na wiosnę.....

Wszystko absolutnie przesuszone - w tym roku trawa była koszona chyba tylko 4-5 razy.....

Pomidory malinowe porosły giganty - dokładnie takie, jak te które pamiętam jeszcze z dzieciństwa i Ta Czwarta  uwielbia je tak samo ,  jak ja swego czasu.....

 Widoczne tu ule czekają do wiosny na zasiedlenie....; miód jesienny - to była niespodzianka, zamiast tradycyjnej już nawłoci , wzięłam coś,  co bym określiła jako mieszankę gryki i facelii, wszystko -  zaledwie parę litrów  - zostaje,  z nami na zimę, chętni muszą się obejść smakiem...
      Mam jeszcze  w ogrodzie sporo pracy - jak zawsze na jesień trzeba oś przesadzić, wykopać ziemniaki i inne takie tam, a oprócz tego czekają mnie jeszcze regularne wyjazdy do miasta....

Pozdrawiam
Ta Trzecia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz