środa, 15 lutego 2017

Jęki w post ujęte + litania do Wiosny

Zacznę od litanii, jęki będą później.
    Wiosno moja kochana, dzieweczko śliczna, przybywaj do tej krainy mrozem i lodem skutej: będę cię sławić w każdej postaci, bo zaiste piękną jesteś: już mi się nawet na tym obrazie, co to Botticelli wysmarował podobasz, podobnie jak podoba mi się nowa czołówka "Mai w ogrodzie" - a zresztą przybywaj jakakolwiek bądź, bylebyś była - możesz,być wietrzna , zimna  i deszczowa, sucha i  upalna, pełna burz i piorunów - nawet na przymrozki się zgadzam i i narzekać nie będę ( proszę mi przypomnieć o tym przyrzeczeniu we właściwym czasie). Jeśli nie może być inaczej to i na tę odrobinę śniegu w maju się zgadzam , i na te obrzydliwe chwasty w  rabatkach i na resztki perzu w zagonkach (byle bez przesady )- ale przybądź - błagam. Ja mieszczuch przebrzydły , wykształciuch arogancki,  historyk sztuki z laski Boga i promotora, powoli tracę wiarę w siebie, że się do takiego życia nadaję i jest już tak źle , że mi się i serów i karczochów odechciewa...Wiosenko cudna zawitajże do nas w końcu - albo daj znak jakowyś , że w drodze jesteś... Gdzie ty się do cholery podziewasz ?!
Teraz jęki  . Jak tu żyję jeszcze czegoś takiego nie przeżyłam  - owszem bywało zimno - tydzień , dwa i na tym koniec, potem robiło się mokro okrutnie ale było już cieplej.Ten rok to jakaś katastrofa, anomalia totalna ; mam wrażenie jakbym na kostce lodu mieszkała , jedna wielka zmarzlina - otaczają mnie wielkie szkliste powierzchnie lodu - na podwórku, na łąkach i polach dookoła. Droga do wsi to wielka , szeroka ślizgawka - i do tego to światło - lodowe zimne trochę jak z tych okropnych lamp neonowych . Próżno szukać w zasięgu wzroku choćby jednego , maleńkiego barwnego punktu w ciepłym kolorze...
  - oj oj oj -
Donieczka na ferie wybyła  - i do kogo ja teraz będę żale wylewać ? Ja mam takie podejrzenie, że ona zarówno pogody jak i pojękującej mamy miała dość...
 -oj oj oj -

  i tym optymistycznym akcentem......
Pozdrawiam
       Donia
ps
Fotek nie ma - a jak kto ciekaw ,jak to tu wygląda ,to obrazki  z Alaski proponuję pooglądać - jota w jotę jak u nas....

środa, 8 lutego 2017

...wsi moja sielska !..... anielska?

...nie pisałam - a Donieczka chodziła i powtarzała - powinnaś coś napisać, powinnaś....No tak powinnam, tylko, że zwoje mózgowe przegrzane miałam i to wcale nie grypa je załatwiła, ani nawet lektura tygodników opinii  tylko schody. Schody rozłożyły mnie absolutnie na łopatki i tyle miałam szczęścia, że sobie zaliczki nie dałam bo pewnie z tą zaliczką uciekłabym w siną dal i już bym się  absolutnie nie odnalazła; oj mądry to był ten fachowiec co się tak długo w łysinkę drapał i werdykt wydał, że " no to  się nie da". Te schody to absolutnie niebezpiecznie są w rejonach "nie da sie "- tyle że teraz to jest "chodzić". Powiem wprost, gdyby mi jakiś stolarz takie strome schody zbudował, to ja bym go chyba w- D- kopnęła i z tych schodów spuściła, ale , że to ja sama, no to się nie kopnę...
A zresztą , takie strome schody to i pewne zalety mają - pokonuje się je migiem - albo takim szybkim truchtem tip, tip, tip, albo na czterech literach - ale prawie równie ,szybko .....a  i jeszcze jedno - mój wuj( ten od zięcia) koniecznie chciał te schody oblewać (alkoholem  - doustnie) na to ja mu odpowiedziałam, że alkohol możemy sobie odpuścić  bo on i bez tego z tych schodów spadnie, i  wątrobę na inne okazje oszczędzi...
Jak ja się cieszę, że te schody za sobą już mam. Mój Boże , prawie bez ofiar się obyło - tych trzech wierteł do drewna, dwojga przyjaciół, wiertarki  i mojej ukochanej japońskiej piłki do drewna nie liczę, a jeszcze zapomniałabym -  tej sąsiadki - ale ona to ofiara przez absolutne nieporozumienie ; pisałam kiedyś, że jak wiosnę już poczuję to strasznie mnie mój piec wkurza i zawsze przychodzi taki moment, że okrutnie na niego  wyklinam (na piec znaczy). I w tym roku , nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności ,w okresie gdy zazwyczaj już na piec wrzeszczę, też wrzeszczałam - ale na schody
- choć równie soczyście i tak prosto od serca , no i właśnie sąsiadka  -wiosny spragniona -wzięła omyłkowo te wrzaski , schodowe - że tak powiem , za wrzaski piecowe i zaczęła okna myć , no i oczywiście się przeziębiła...
  A swoją drogą -  to ja nawet trochę się dowartościowana poczułam - jednak  mam jakiś autorytet - ha !

  Wieś okrutnie cicha się stała - wszystkie kury w areszcie domowym siedzą i ani nie pisną -  żadnego piania, gdakania - nic, absolutnie nic; to jeszcze może nie byłby takie złe bo kur nie lubię , a jednak trochę mi ich brakuje, jednak dużo gorsze jest to, że poza tym też  ptaków brak. Nie ma gęsi, żurawi, wron , kruków - nawet tych wrednych czapli nie widzę - absolutnie nagie niebo. W okolicach stajni podobne pustki - gdzie się podziały te małe podfruwajki - takie głośne i nasionek  zawsze głodne ?
  Wychodne mają też wiejskie burki - w takie mrozy gospodarze pozwalają im zazwyczaj w stajni (jeśli takową mają ) bądź w sieni spać - dobre i tyle , wiszące na krótkich łańcuchach burki nadal zdobią nasz okoliczny pejzaż.
  W ogrodzie widzę pierwsze trupy - lawendy, zgniłych pod okryciem karczochów i resztki bergenii - te uległy sarnom ... Jeszcze nigdy dzikie zwierzęta nie atakowały ogrodu tak masywnie jak w tym roku - dzień w dzień widzę nowe ślady ich bytności - zjadły już wszystko o tylko było zielone - jarmuż, brukselkę, por, por naciowy , a teraz spod śniegu wygrzebują rzepik - posiany na poplon.Pierwsze objedzone warzywa , a raczej widok smętnych resztek - wprawiły nie we wściekłość - ale teraz , zima trzyma już tak długo , że myślę ok - ja tu żyję i wy sarny tu żyjecie i chcecie przeżyć - dobra jest jakoś damy radę - boję się tylko o moje maleńkie drzewka - muszę w końcu  je poowijać  chociażby gazetami - to może przetrwają...
 Zabrałam się w końcu za dżemy z pomarańczy - uwielbiam je jeść i uwielbiam je robić.....



Sery udały się znakomicie ... i już ich nie ma....


 

Więcej zdjęć nie zamieszczę - wydają mi się takie depresyjne...


Pozdrawiam
     Donia
 na marginesie
...z G.miałam dłuższą rozmowę na temat tradycji - tak ogólnie - co to jest tradycja i takie tam ; byliśmy absolutnie zgodni  w zasadzie w każdej kwestii - co zapewne wynika z tego, że G. to nie Polak -jedynie zagadnienie kartofli i widelca  i kto kogo czego uczył pomięliśmy - to załatwiają za nas urzędy wyższe.