niedziela, 2 lipca 2017

życie jak naleśnik czyli co nowego w studni .......

   Lojalnie uprzedzam, że dziś będzie porządna dawka tzw. filozofii kuchennej, wszyscy, którzy tego nie trawią mogą pójść umyć okna lub posprzątać łazienkę, a ci którzy nie lubią myć okien niech pozostaną z nami......
  Lubię siedzieć w studni  - lub na dachu; muszę przyznać, że przesiadywanie w studni jest znacznie bezpieczniejsze i nie chodzi wale o to, że z dachu   można spaść, ą ze studni nie ( do studni można oczywiście wpaść - ale w tej kwestii -  po parokrotnych ćwiczeniach też nabrałam doświadczenia).  Inni wydają fortuny na wyprawy na wschód w celu medytacji, a ja o proszę od czasu do czasu smyk do studni - posiedzę, pokontempluję i wszystko zaczyna się układać i biegnie swoim torem - czyli tak ja sobie tego życzę..
     - Ostatnio było tyle roboty, rozpoczęłam wiele projektów na raz, że doszło w końcu do zupełnego załamanie systemu i już już miałam się poddać i rzucić wszystko (na zasadzie, a niech to wszystko diabli wezmą...) i - i właśnie w tym momencie zerwał się sznurek od pompy i ta wylądowała na dnie studni - rada nie rada musiałam grzeczniutko po drabinę potruchtać i do studni wleźć - opcja noszenia wody wiadrami  zupełnie mi nie odpowiadała. Zła byłam okrutnie bo kontemplacji w tym momencie nie potrzeba mi było zupełnie i w takim stanie do tej studni wchodziłam, ale kiedy już byłam na dnie - nomen omen - ogarnęła nie błogość ( nie wykluczam działania oparów studziennych ), ale to w rzeczy samej absolutnie nie istotne jest. Stałam na dnie studni , patrzyłam w niebo, okrojone do wielkości placka naleśnikowego i poczuła się jak mrówek....
   Oszczędzę czytelnikom tych  wszystkich głębokich przemyśleń ( w sensie jak najbardziej dosłownym) - w każdym razie, kiedy już z tej studni wylazłam doznałam olśnienia  - znalazłam odpowiedź na nurtujące  mnie od dawna pytania...
Oto co w tej studni wymedytowałam:
 bardzo często widzimy nasze poczynania jakby z dna studni - wszystkie problemy. niedogodności zagwozdki stają się naszym niebem - maleńkim właśnie jak ten placek naleśnikowy, wisi nam toto nad głową i nijak powietrza złapać, robi się coraz ciaśniej, ciemniej i strasznie, a wystarczy "tylko"spróbować wydrapać się z tej studni  - i całe niebo zobaczyć, a pojmiemy jak bardzo dziecinni w naszym pojmowaniu rzeczywistości byliśmy tam na dnie i jak bardzo dużo przecież tego błękitu nad nami jest...(ostrzegałam!) - Pytanie JAK TO ZROBIĆ ? Gdybym znalazła odpowiedź  na to pytanie, właściwą dla wszystkich i wszędzie to już bym nic w życiu nie musiała robić... W studni wymyśliłam, że w rozwiązaniu tej kwestii  pomocne może być, wstępne założenie, że nic się nie kończy, a jednocześnie wszystko przemija - nie skończą się nasze problemy  ale przeminie nasze zmęczenie. I wale nie chodzi o to by robić mniej, mniej się przejmować problemami, chodzi o to by z większą świadomością podchodzić do swoich sukcesów, że są, do problemów, że przeminą do zmęczenia, które ostrzega - troszeczkę trzeba odpocząć. To jak z wielkim kredytem - tym na dom , na auto, czy na co tam - spłacać trzeba -  nawet jeśli ktoś zrobi jakiś myk i on ni z tego czy owego się podwoi, ale można pianę z ust toczyć, cały świat oskarżać, a można grzecznie płacić i cieszyć się z wymarzonego mieszkania... Ja  mogę robić znacznie mniej, narzekać na nudę na tym odludziu, pianę z ust toczyć na prowincję okrutną albo robić dalej to co robię  - nie wiosłować do celu, a jedynie cieszyć się z tego, że łódka płynie...
JA OSTRZEGAŁAM  ! - CZY JESZCZE KTOŚ ZOSTAŁ ?
I jeszcze jedna refleksja, która mnie w tej studni naszła -  Coś jest nie tak z rozplanowaniem mojego ogrodu - dlaczego nie czuję w nim jedności, spokoju i przenikania  z otaczającym terenem ? Mam wrażenie, że przez te wszystkie lata ignorowałam istnienie  rozległych przestrzeni wokół mego domu!  - stąd poczucie tego dysonansu  - braku harmonii... Muszę coś zrobić by dom, ogród i podwórko stały się częścią  łąk i lasu , które nas otaczają.
Zamierzałam, dla zbadania prawdziwości tego odkrycia, wejść jeszcze na dach  - ale po co ryzykować ( nie upadek z dachu mam tu na myśli - ale absolutne poczucie klęski gdyby widok z dachu nie potwierdził mojej teorii).
 Upał u nas niemiłosierny - roślinki w szklarni bliskie ugotowania są.

 Pozdrawiam
 Donia

Na marginesie:
pisałam kiedyś o filmie Wołyń i moich wątpliwościach z nim związanych - otóż w Polityce nr 12 Ziemowit Szczerek cudownie mi to wyjaśnił. Polecam.
  .
PS
Dach mnie nie ominie - będę musiała jeszcze kominy wyczyścić - ale z tym poczekam, może przytupcze  się synek sąsiadów, który z taką fascynacją na mnie na tym dachu patrzy, a potem z wielkim przejęciem wszędzie opowiada że " Pani Sąsiadka to najlepiej to na kominie wypoczywa..."-  tak mu powiedziałam, gdy zapytał co ja tam robię  - "wypoczywam synku, wypoczywam"...
PSS
Z gronem przyjaciół planujemy letnią serię warsztatów - stąd ta zakładka. Jesteśmy na etapie omawiania szczegółów, po dopięciu wszystkiego na ostatni guzik "puścimy informację w świat". Na pierwszy ogień pójdą warsztaty z udziałem dietetyka.... Zakładkę Polecam też wypełnię ale w tej chwili obowiązki wzywają....











Moje oczko w głowie - ogródek ziołowy













                                       Świeci się....




 A oto i ona nowa sypialnia dla gości - tzw. górna - możemy w tej chwili przyjąć jednocześnie 6 osób (2 łóżka podwójne i 2 pojedyncze), każda z sypialni jest przeznaczona dla 3 osób.






Obiecywałam wieki temu, że pokażę - ściana z lampkami - sitami z młockarni.





        Nasz aktualny gość - piekielna maruda