czwartek, 23 czerwca 2016

o piscyni i nie tylko, słów kilka....


Nazwa piscynia bardzo bawi Tą Czwartą i na nic zdają się tłumaczenia, że to piękna,włoska nazwa kamiennej studni, basenu - piscynia powala moją córkę na kolana...
 Jest jak jest, a piscynia stoi przy ścianie naszej drewutni... Od zawsze chciałam  mieć taką kamienną misę na wodę ale te oferowane w sprzedaży były albo koszmarnie drogie albo kosmicznie brzydkie i w obu wypadkach na pograniczu  kiczu  -  a coś  takiego to ja umiem zrobić.
     I zrobiłam  -  a nadarzyła się okazja bo miałam akurat spore ilości dziwnego gruzu  pochodzącego z  rozbiórki  obrzeża naszego oczka wodnego. Gruz ten był o tyle dziwny, że w formie podwójnego wałka, a do tego z bardzo silnego cementu powleczonego warstwą utwardzonej już płynnej folii i to własnie z tego materiału zbudowałam moją piscynię. Doprowadzenie do niej wody  o było zadaniem banalnie  prostym  - wystarczyło tylko zakopać w ziemi parę metrów niebieskiej, plastykowej rurki, zamontować kranik i gotowe. Jeszcze przed zimą muszę  zabezpieczyć powierzchnię mojego dzieła  kilkoma warstwami wody szklanej i bardzo rozcieńczonej farby olejnej - ta metoda, którą stosuję już od lat doskonale się sprawdza - żadne moje twory z cementu nie pękają w czasie mrozów - oczywiście zawsze pamiętam o spuszczeniu wody zarówno z cementowego zbiornika jak i z instalacji wodnej.


Czasem myślę sobie, że całe to moje krzątanie się tutaj, to stałe wynajdywanie nowych zadań, tworzenie rzeczy absolutnie niepotrzebnych robię po to by nie widzieć tego co się wokół  wyczynia - ten kraj jakby oszalał w nienawiści . mam wrażenie, że ludzi ogarnął jakiś amok, totalna amnezja, że tak powiem polityczna, cudzoziemcy, których znam kompletnie nie rozumieją co się tu dzieje - zachodzi tylko pytanie czy my rozumiemy ? I choć nie należę do osób religijnych mogę powiedzieć tylko tyle   -" smutno mi Boże "- wracałam tu z myślą, że będę żyć, pracować i tworzyć w kraju szczęśliwym i spokojnym wreszcie  - i bardzo, bardzo nie chcę porzucić tej nadziei ........
.........................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................

 
Sianokosy prawie za nami - pierwsi goście też już pojechali. Mówili, że wypoczęli i wydawali się zadowoleni - kiedy inni pracują ja wypoczywam, kiedy inni wypoczywają, ja pracuję... Tak jest....
  Pomidory w szklarni rosną super, a grządki na szczęście już przestałam podlewać.



 A to właśnie facelia, o której pisałam w poprzednim poście


   Chciałam jeszcze umieścić w tym poście zdjęcie głównej atrakcji ostatnich odwiedzin - czyli gniazda zaskrońców ale obfotografowane przez naszych gości odmówiły dalszej współpracy - no cóż wolne są...
Pozdrawiam
Ta Trzecia




niedziela, 12 czerwca 2016

To był szalony maj...


   Czy to już czerwiec, bo nie zauważyłam ...
Tak po prostu stał się inny miesiąc, a ja pracuję i pracuję. Kiedy już miałam nadzieję, że po ukończeniu jednego projektu będę mogła odpocząć pojawiły się inne sprawy , rzeczy niecierpiące zwłoki i tak dalej i tak dalej,,, a efekt jest taki . że końca tego wszystkiego nie widać, a teraz jeszcze sianokosy....

  W tym roku las za płotem pachnie niesamowicie  czarnym bzem. Pszczoły uwijają się jak szalone, dwa tygodnie temu podkradłyśmy im trochę miodku - chyba nie zauważyły W ogrodzie jest mnóstwo roślin miododajnych - głównie pod tym kątem wybieram rośliny - po dawnym żywopłocie pozostało sporo rozrośniętych krzewów  ligustru, który obecnie  obficie kwitnie i roztacza nieziemską woń - podobnie jak posiana przeze mnie w ogrodzie warzywnym  facelia  - jeszcze nigdy nie widziałam takiej liczby pszczół jednocześnie na pożytku - cały zagonek dosłownie porusza się pod ciężarem owadów.  Tak na marginesie moja rada dla pszczelarzy dysponujących tak słabymi ziemiami jak moje  - facelia udaje  się w tak trudnych warunkach jedynie posiana  regularnie  w  rządkach, w razie potrzeby delikatnie podlewana i odchwaszczana  - to sporo pracy ale efekt jest godny zachodu . Absolutnie przereklamowane są akacje, a w zasadzie grochodrzewy - od pięciu już lat nie udało mi się doczekać porządnego kwitnienia tych olbrzymów - jest albo za sucho albo za zimno itd. Słowem sadzenie akacji na pożytki dla pszczół w/g mija się  z celem - co nie znaczy, że ja swoje akacje będę wycinać - na pewno nie - jedynie będę pilnować by się zbytnio nie rozsiewały po ogrodzie...
 O pszczołach mogłabym pisać jeszcze długo,  podobnie jak o koniach....  ale  teraz zmienię temat.
 Od lat marzyłam  o prawdziwej szklarni , a pisząc prawdziwa mam na myśli taką ze szkła, w kolorze zielonym... Widziałam takie cudeńka w angielskich posiadłościach...
  Już w marcu przystąpiłam do pracy - zamówiłam żwir i wylałam fundamenty punktowe  z zatopionymi w cemencie kotwami i muszę przyznać, myślałam, że to najcięższa praca jaka mnie czeka przy budowie wymarzonej szklarni - o jak bardzo się myliłam!
Tygodniami walczyłam z belkami , a potem skrzydłami okiennymi, które musiałam wpierw "oczyścić" z żaluzji  i tych wszystkich fifraczków - jakieś trzymacze okienek, klameczki, zameczki itd. Czasem byłam tak zmęczona .że przeklinałam w duchu ten moment, w którym narodziła się w moim umyśle  idea budowy tego paskudztwa  - o jak ja klęłam przy tej pracy - na szczęście nie mamy sąsiadów więc nie ma też świadków.... Trwało to tygodniami - ale teraz jest już  gotowa - moja wymarzona, zielona szklarnia... - a w niej  kwitną pomidory, rozrastają się oberżyny, a w rogu przycupnął melon ... Teraz biegam z konewką ale i to się niedługo skończy, gdy doprowadzę do szklarni wodę... Myślę, że posiadanie szklarenki to super sprawa ale do jej  budowy potrzeba duuuuużo siły albo trzeba zapewnić sobie solidne wsparcie - ja budowałam sama -  a tego nie polecam....

   Kiedy przeglądam blogi ogrodnicze widzę przepiękne zdjęcia dużych, dorodnych warzyw - no cóż u nas już od miesiąca nie padał porządny deszcz  - ot takie tam pokapywanie - stanowczo za mało by coś porządnie  urosło - i nawet ja złamałam  żelazną zasadę, że nie podlewam  - i podlewam moje warzywa a oprócz tego wykonałam manewr taktyczny ,do którego zaczęłam przygotowywać się już w listopadzie.  Ściółkuję warzywa ziemią  przygotowaną z obornika końskiego - było z tym też niemało pracy -podlewanie pryzmy, przerzucanie jej,  okrywanie starymi kocami (nie folią! )
ale za to teraz mam spore ilości cudownej, pulchnej ziemi.


 Pisane dwa dni później, od tak na szybko zajrzałam do moich pszczół - było gorąco i bałam się rójki, i jakież było moje zdziwienie gdy okazało się, że oba ule są dosłownie pełne miodu. Szybko z Tą Czwartą przystąpiłyśmy do pracy i efekt tego jest taki, że teraz w czerwcu mamy już prawie 30 litrów miodu, a jeszcze czeka czeka nas kwitnienie lipy i nawłoci. Takiej ilości miodu to nawet my nie zjemy. To będzie pierwszy rok, w którym zaoferujemy naszym klientom i wszystkim chętnym nasz miodzik.
Pozdrawiam
Ta Trzecia