piątek, 23 września 2016

zjawisko

 Kiedy wracałam do domu tuż przed północą, drogi były prawie puste, w ciemnościach tylko jakaś samotna kobieta taszczyła wielkie toboły, a kiedy już usadowiła się  w aucie obok mnie  - z tymi pakunkami na kolanach  - zapytała - jak sądzę tylko z grzeczności aby przerwać krępującą ciszę - Pani też tak codziennie  ?  _Spojrzałam na nią -była  jeszcze bardziej zmęczona niż ja -  nie ja  nie codziennie, a w zasadzie bardzo rzadko - tylko wtedy gdy mnie nagle wezwą.....
Tego dnia wyruszyłam w drogę  o świcie - osoba, która odeszła była mi na tyle bliska, że nie wyobrażałam sobie, że mogłabym nie pojechać, a jednocześnie na tyle odległa, że zmysły nie sparaliżowane bólem były w stanie chłonąć tak wiele bodźców...Im jesteśmy starsi , tym częściej odchodzą ludzie, których cenimy , kochamy czy tylko szanujemy i  każde takie wydarzenie napawa nas ogromnym smutkiem , głównie dlatego , że za każdym razem oznacza to  zerwanie kolejnej niteczki łączącej nas z naszym dzieciństwem, które niezależnie od tego jakie było 'na prawdę' z biegiem czasu pięknieje w naszych wspomnieniach by w końcu pokryć się złoto poświatą  i prawie zupełnie odrealnić.....
   Miałam to szczęście, że moje najwcześniejsze wspomnienia związane są z przepiękną okolicą, pełną wspaniałych zabytków tych materialnych ale też, że się tak wyrażę ludzkich - otaczali mnie tak zwani repatryjanci ze wschodu -  dorastałam więc w ich świecie -  wypisz wymaluj Dolina Issy...a, że ja. byłam wnukiem, więc ich historie, wspomnienia i plotki zwyczajne były jeszcze bardziej odrealnione...... Ja przełożyłam je na kanwę znanych mi miejscowości  i osób,i w ten sposób powstał nowy świat tkwiący korzeniami gdzieś tam na Ukrainie, osadzony na Dolnym Śląsku, w trakcie moich studiów wzbogacony wiedzą historyczną o  kulturze i przeszłości tych ziem, a potem jeszcze życie i podróże przyniosły dalsze elementy tej układanki...
   Było już południe, kiedym wjechałam w okolicę, której prawie każdy  metr kwadratowy znam, a może znałam ....to się miało okazać.Wielki gotycki kościół, przesycony złotem w okresie baroku tkwił na swoim miejscu, z mojej ławki w nawie bocznej jak zwykle nie widziałam nic prócz braciszka opuszczającego w trakcie mszy stanowisko pracy w konfesjonale i tą samą kukiełkę Madonny w złotej sukience - bo jak inaczej określić to coś, co nie jest rzeźbą, ani płaskorzeźbą- jest lalką o porcelanowej twarz w koronie z nieproporcjonalnie dużym Jezusem na ręku. W dzieciństwie popełniałam co niedzielę grzech ciężki, marząc o chwili zabawy tą laleczką....Po podniesieniu - tak tutaj mówią - ludzie ruszyli do komunii , a ja marzyłam o tym by odwiedzić kamiennych piastów w  śmiesznych sukienkach spoczywających za ołtarzem głównym...
  Wszystko było jak zawsze i tak by pewnie zostało - smutnie,  nostalgicznie -  i gdyby to słowo nie było tak obraźliwe - banalnie  - ale pojawiła się Ona. Wśród tych szarych, smutnych ludzi nagle zakwitłą purpurą włosów i zachrypiała teatralnym szeptem - A ty tu skąd? -Usta w karminie, czarna jaskółka wokół oczu - o nie to nie Roma jest modna - to moda kopiuje Romę : od razu ją poznałam  te same niebiesko - zielone oczy, blada cera usiana piegami ,suchy lekko orli nos i ten głos - taki  - po nocy spędzonej w zadymionej knajpie, spłukanej procentami... i ta składnia  - absolutnie nie do podrobienia - okraszona intonacją, której nie powstydziła by się ani Janda ani żadna inna współczesna aktorka, a rywalizować mogła by z nią
 chyba tylko Mieczysława Ćwiklińska...
Kuzynka Roma - to tak naprawdę chyba dla mnie ciocia Roma, kiedy ja byłam dzieckiem ona już mocno pełnoletnia dawała  powody do gorących szeptów moich ciotek i babci- było tam coś o cyckach i krzakach - czego ni jak wyrozumieć nie mogłam , a kiedy się orientowano że jestem w pobliżu zawsze zachodziła potrzeba, żebym dziadka , wujka, czy kogoś tam poszukała i w ten sposób nigdy nie usłyszałam do końca co o tej rudej Romie mówią.
Z powodu mojej wielkiej ciekawości tak chciwie ją oglądałam, że  często  z jej strony kończyło się to  bezpardonowym - ..a ty co mnie tak świdrujesz?...
 Zadała pięć pytań i nie dając czasu na odpowiedź Roma , Roma - pociągnęła za rękaw stojącego obok mężczyznę i go przedstawiła mówiąc - Mojego z przed ołtarza to ja pogoniła- a ten tu to urzędowy jest (ślub cywilny miła zapewne na myśli). Zgromiła wzrokiem te nieszczęsne , stojące obok, co próbowały wtrąci, że z tym kościelnym to nie tak było...i opowiadała dalej - a ja zafascynowana nią całą nie byłam w stanie  skupić się  na tej kanonadzie słów , a jedynie chłonęłam ten tembr głosu , ten wspaniały spektakl mimiczny i te kolory  -te włosy , usta,  oczy i ta połyskująca złotem kurteczka...kiedy już udało mię wsiąść do auta Roma wsadziła głowę przez okno - rozejrzała się po wnętrzu i w sposób absolutnie bezpośredni- bo ona ma prawo wiedzieć, zapytała , -" a kogo ty tu jeszcze masz?"-  kiedy usłyszała imię mego towarzysza, wyprostowała się, klasnęła w dłonie i wykrzyknęła  - "a to ty taki! "- Bałam się , że mój towarzysz , mrukliwy w tego dnia, może Romę obrazić, ale  on jakby się obudził, popatrzył a nią i zapytał  -"to znaczy jaki?", Roma nie słucha - ponownie wparadowała czupryna do auta i wypaliła   " A mnie to ty pamiętasz ? "I kiedy padła odpowiedź - " trudno zapomnieć"- Roma zrobiła oś wspaniałego -wyprostowała się, wypięła słuszną pierś do przodu, oblizała krwiste usta i powiedziała tylko " PRAWDA ?!"Na Boga ! jeśli natura nie da nam tej siły, a raczej mocy, którą ma w sobie Roma, to nic nam jej nie da - ani modny sztafaż, ani wykształcenie, ani pieniądze czy pozycja zawodowa   - Roma nie ma żadnego z wymienionych wyżej atrybutów, ale ma moc....I nic to, że mój towarzysz stwierdził później, - jej mąż będzie się cieszył, że umiera - ja myślę, że jej ślubny durniem był...
  Kiedy później jechałam sama w ciemnościach, myślała o tym jakież nudne byłyśmy na tle Kuzynki Romy my wszystkie, znacznie młodsze, takie akuratne w naszych żakiecikach, dobranych fryzurach, silące się na poprawność  odpowiednią do okoliczności....
Teraz, po powrocie wiem jedno,  jeśli tak się zdarzy, że mnie wezwą w sprawie Kuzynki...nie pojadę- nie dam odebrać sobie tego zjawiska  Romy.. .chcę ją taką właśnie zachować w pamięci i będę egoistką nie oddam tego obrazu ani nie zamienię go na  inny....

Pozdrawiam Ta Trzecia

wtorek, 6 września 2016

kuzomeń








Umba, Kuzrieka, Kaszkarancy, Warzuga, Czawanga, Czapoma, Tetrino - zapisałam te słowa  ponieważ urzekają swą melodią; mają w sobie tyle tajemnicy i jakiejś dziwnej, czarodziejskiej mocy , a są to przecież " tylko" nazwy małych wiosek rybackich -  wszystkie  leżą na tzw. Terskim Brzegu , na kręgu polarnym.  Wiem , że tu  (w  poście) te słowa się nie zapodzieją i może kiedyś jednym z nich nazwę obraz lub konia......
 Czasem myślę, że w dzikich zwierzętach tkwi coś takiego jak pamięć pokoleń - bo jak inaczej wytłumaczyć to , że przez wiele lat  zwierzęta wciąż powracają do  miejsc swoich starych żerowisk ? U nas, dawno, dawno temu, nie było ogrodzenia i przez długi czas sarny jesienią zjadały wszystkie jabłka  z jabłoni rosnących w starym sadzie. Ogrodzenie jest już ponad dwadzieścia lat, a  i tak, rok w rok , w sadzie,  o świcie można spotkać sarny z młodymi.
....a może my ludzie też odczuwamy taką " pamięć pokoleń"i przejawia się ona tym , że pewne słowa , dźwięki, zapachy, kolory lub inne bodźce wywołują w nas dziwne tęsknoty i wzruszenia absolutnie irracjonalne ? .... jeśli tak jest - to czym są dla mnie Czawanga lub Tetrino ? Tego się pewnie nigdy nie dowiem ( w pogromach i pożarach zaginęły wszystkie dokumenty rodzinne - metryki, świadectwa ślubów itd. ) pozostają tylko tajemne wzruszenia wywołane dźwiękiem nieznanych dotąd słów ....umba, czapoma.....
Rozmarzyłam się a przecież miałam w planach napisać o rzeczach bardzo aktualnych i przyziemnych - i to w znaczeniu bardzo dosłownym.


Jesiennik w pełni- wielka susza spowodowała, że większość warzyw  - że  się tak wyrażę- już dojrzała  i wylądowała na talerzu bądź w zamrażarce. W  gruncie pozostały jeszcze ziemniaki, buraczki ćwikłowe i kapusta - fasola dosusza się pod dachem ( fasola posadzona na jesienny zbiór  już nie dojrzeje przed przymrozkami - podobnie jak  jesienne brokuły)

Jeszcze w lipcu i na początku sierpnia zastanawiałam się po o ja budowałam moją szklarnię - pomidory w gruncie cudownie rosły i dojrzewały, plony zapowiadały się świetnie a potem nagle , dosłownie w kilka dni, większość roślin została zaatakowana przez zarazę ziemniaczaną i było po pomidorach ... i już wiem do czego mi jest szklarnia potrzebna - by móc się cieszyć smakiem wspaniałych pomidorów - uprawianych bez chemii. Stosuję popiół drzewny z ogniska jako nawóz oraz dobrze przekompostowany obornik koński  - no i oczywiście ,w początkowym okresie wzrostu, gnojówkę z pokrzyw ,a tak na marginesie, w naszym ogrodzie jest wiele miejsc porośniętych przez pokrzywy - po co ? by motyle u nas mieszkały.



Zaobserwowałam, że jako pożytek dla pszczół doskonale sprawdza się lebiodka oregano - roślina mało wymagająca- doskonale rośnie nawet w miejscach bardzo suchych   i ubogich w składniki pokarmowe, gdzie inne rośliny giną .Lebiodka kwitnie bardzo długo , oczywiście pod warunkiem, że nie obetniemy rośliny do suszenia, dlatego posadzę jej dużo więcej i część roślin ususzę , a inne pozostawię na pożytek pszczeli.
Tu na zdjęciu widać młodą facelię, która wysiała się z nasion letnich kwiatów - nie mają racji ci, którzy twierdzili, że nasiona wykiełkują dopiero na wiosnę przyszłego roku.

W tym roku posadziłam dużo fasoli odmiany Blau Hilde - no cóż smakuje bardzo dobrze ale ma dość dużo włókien - to bardzo stara odmiana i  będę ją nadal uprawiać ale już dużo mniej, gdyż nie do końca spełnia moje oczekiwania - podobnie jest z odmianą Szeroka wstęga  - gotowana na zielono , a raczej na żółto jest bardzo smaczna  , nie nadaje się jednak do  mrożenia i ma piekielnie długi czas dojrzewania.




W ogrodzie mamy plagę milinu amerykańskiego - roślina , której tak bardzo kiedyś pożądałam teraz jest moim utrapieniem - odbija od korzenia i nie daje się wyplenić : mam jej już chyba 10 egzemplarzy i końca nie widać.......










To już las  przylegający bezpośrednio do naszej działki - muszę przyznać, że wielu gości ma dość słabe nerwy i często odgłosy lasu nocą ,na początku pobytu u nas .są  mocnym przeżyciem....



Któregoś popołudnia usłyszałam tylko cichy trzask  - jakby coś pękło , obeszłam cały dom dookoła ale nic nie znalazłam- dopiero parę dni później zobaczyłam ją - i wciąż tam jest - muszę wezwać kogoś do pomocy  przy zdejmowaniu by nie zniszczyć rynny....









Karczoch udały się wspaniale i były przepyszne, parę sztuk zostawiłam - uwielbiam patrzeć na kwiaty karczochów....




Na zdjęciu tego nie widać ale nasze łąki są w tej chwili stepami - wysuszone, porośnięte przekwitającą nawłocią i ostami - zastanawiam się jak z nimi walczyć.

Pozdrawiam
 Ta Trzecia