Ja utonęłam w trawie na rabatkach. Kiedy w końcu znalazłam chwilę, żeby w te rabatki wejść - to mnie nie było widać , a jak z tych rabatek wylazłam to nie było widać, że w ogóle w nich działałam - w związku z czym postanowiłam ograniczyć ilość trawy rosnącej na rabatkach poprzez ograniczenie ilości rabatek - i o proszę już widać pierwsze efekty - brak rabatek, brak chwastów, brak trawy (trawa w miejscu po zlikwidowanych rabatkach opornie rośnie, w zasadzie znam powód - jej tam nie ma bo jej nie posiałam). Donieczka po odbębnieniu testów gimnazjalnych z pełnym zapałem wzięła się za koszenie trawy - na tym co my nazywamy trawnikiem, a co naszą miejską rodzinę przyprawia o ból zębów ( goście są bardzo powściągliwi w komentarzach; ja błogosławię wszechobecny nurt ekologicznej poprawności - zawsze mogę się powołać na " naszą głęboko zakorzenioną potrzebę życia zgodnie z naturą, która absolutnie nie pozwala nam na używanie jakichkolwiek środków chwastobójczych" w związku z czym trawnik jaki jest - każdy widzi...) Reasumując - wygląda to tak : Donieczka kosi, Ramzes wertykuluje trawnik (czytaj orze ), koty go nawożą, a ja chodzę i powiększam.
Gdybym poległa tylko przy rabatkach - o to byłoby pół biedy - poległam jeszcze przy:
- sypialni - zapadłam na kompletny brak zapału (nieoceniony R doradza ok. dwóch miesięcy przerwy - zmiany kierunku działań, a zapał wróci) problem jest tylko taki, że w naszym klimacie po dwóch miesiącach wróci też jesień i cały sens tej zabawy pójdzie w pierdut.
- oczyszczalni (w tym wypadku zapadłam na kompletny brak czasu - patrz wyżej..., a jakie są skutki problemów z oczyszczalnią ścieków chyba ani miastowych, ani wsiowych uświadamiać nie muszę).
Kiedyś w końcu zrobi się ciepło - zrobią się sianokosy. Prawdę mówiąc, nawet lubię to grillowanie się w słońcu. Zawsze na przełomie maja i czerwca za celebrytkę okoliczną robię - auta zwalniają - fotki robią - bo u nas nikt już oprócz mnie, ręcznie trawy nie zgrabia - a tu proszę jestem ja i taka atrakcja jest, ale w okolicznościach wyżej opisanych jakoś nie palę się do tego ciała grillowania...
Przez chwilę w warzywniku bujały tylko chabzie rzepiku posianego w ubiegłym roku na polon ;moja dzielna pomocnica wyplewiła wszystko i okazało się, że śmierć karczochów ogłosiłam przedwcześnie - one nadal żyją i mają się świetni pomimo tego , że części nadziemne dokumentnie zgniły... Ajuści karczochów w tym roku będzie dostatek - w stanie przedwczesnej żałoby wyhodowałam chyba pół setki sadzonek....
Pozdrawiam
Donia
ps.
...jak się zewrę w sobie to może jakieś nowe zdjęcie w tytule wkleję ale na razie informuję Państwa, że żaby doczekały się pomostu - w tej chwili jeszcze prowizorycznego, deskowego ale nad tym też konceptualnie pracujemy....
pss
...jakby kto miał wątpliwości to powiem prawdę i tylko prawdę: już dwie noce z rzędu pranie, co je na sznurze suszę na kość mi zamarzło..... i to w zasadzie żaden problem - problem to mają ziemniaki i takie tam - one już nie odmarzną....
Dowód rzeczowy na istnienie w/w problemów...