Torby z prowiantem na kilka dni - te wszystkie pierożki, paszteciki, itp, których normalnie nigdy nie praktykuję - ciążą mi coraz bardziej; kiedy przyjeżdża pociąg, kupuję bilet " do " i ten z powrotem do mojego świata. Teraz przede mną dwie godziny czytania..... - tylko parę osób bawi się jeszcze papierem - wszyscy inni używają telefonów lub czytników, prawie nikt nie rozmawia - czasem dwóch młodzieńców pokłóci się w trakcie odpisywania zadań... Zaczynam już rozpoznawać moich współpasażerów - albo co bardziej odpowiada prawdzie - rozpoznaję najpierw kurtki, potem fryzury, a na końcu twarze - nie wiem gdzie wsiadają ani gdzie wysiadają te kurtki - przez chwilę istnieją w moim świecie, gdy podnoszę wzrok znad gazety.... Mam przed sobą jeszcze chwilę w autobusie mpk i jestem na miejscu - przez parę godzin opiekuję się, wysłuchuję relacji o stanie zdrowia, miejscowych ploteczek, gotuję, sprzątam, grabię liście w ogrodzie - późnym popołudniem uświadamiam sobie, że jeszcze nic nie jadłam... Gdy zapada zmrok szykuję się do powrotu... Na małej stacji, w wielkim mieście, śmierdzi - trochę toaletą, trochę ludzkim niedomytym ciałem, choć bezdomnych jeszcze nie widać - pojawią się pewnie gdy nadejdą chłody - a może nie pojawią się - w szklanej klatce siedzi pan Ochrona. Pociąg jest zazwyczaj spóźniony , trudno znaleźć miejsce siedzące - już wiem, że dwie - trzy stacje muszę poczekać i zacznie się wyludniać... W tym strasznym neonowym świetle wszyscy mamy upiorne, szare - twarze, plastykowe piękno w mozaice zimnych cieni wygląda kuriozalnie....... W końcu jestem jednym z ostatnich pasażerów, konduktorzy dyskretnie troszczą się bym wysiadła na mojej stacji ... - zaraz potem pociąg kończy bieg.... Moje maleństwo czeka...odpalam silnik i rozpoczynam modły o dobrą drogę... brama wjazdowa jest otwarta i już prawie nie wiem czy to noc wieczorna czy poranna - dopóki Jagna nie powita mnie rżeniem - głośnym, radosnym, przenikliwym - ja też się cieszę.... Nazajutrz wstaję już normalnie - o ludzkiej godzinie - czyli szósta ileś tam muszę nadrobić zaległy dzień.......
.................................................................................................................................................................
Wszędzie mnóstwo liści -muszą poczekać - mam ważniejsze prace w ogrodzie - trzeba wykopać buraczki, marchew - muszę się śpieszyć, kiedy przyjdą chłody i deszcze będzie mi bardzo zimno i będę przeklina jesień i wszystko na świecie...
to moje nowe poetko truskawek......
pory i selery naciowe obrodziły wspaniale...
mamy już prawie listopad , a w szklarni znajdzie się jeszcze pomidor...
płasko tu dość.......
Pozdrawiam
Ta Trzecia