czwartek, 8 lutego 2018

jak ja to cienko śpiewam.....

Doniezka mówi, że coś ostatnio cienko śpiewam- to znaczy, że humorek taki średni mam....Hmmm, tylu się zajęło opowiadaniem  dowcipów  , że zupełnie niepotrzebna się w tej materii czuję -mogę tylko powiedzieć : patrzę i patrzę , słucham i słucham i ni  oczom ,ni uszom nie wierzę -  ani jako obywatel tego kraju ,ani jako historyk ,ani jako człowiek....Tyle w temacie....








Fotki zrobione dwa dni temu - świtem bladym( dla mnie to tuż po 6- stej) gdy Donieczkę do drogi głównej odprowadzam - razem z całym towarzystwem ( sztuk 4  - 3 koty i pies  - konie , na szczęście tylko w granicach ogrodzenia).Zwyczaj ten - po paru latach niebytu  - znowu odżył w tym roku -po jednoznacznej sugestii " państwa myśliwych "- albo pies w kojcu albo ....( tu wstawić : psa wcale - bo paffff). Te poranne spacery na smyczy, stałe obserwowanie psa gdy ja pracuje , a on mi towarzyszy ,okropnie uciążliwe mi się początkowo wydawały - ale jak ze wszystkim , zawsze, prędzej czy  później przyzwyczajamy się - muszę pomyśleć o ogrodzeniu - na tyle szczelnym by pies przez nie nie wyszedł...







Konie " puszczają " już sierść- a to znaczy, że osłabione będą i potrzebują więcej troski i starań z mojej strony - ciut więcej owsa i marchewki. Chciałaby w tym roku przyjąć do naszej otwartej stajni jeszcze jednego konia - zawsze zostaje nam trochą paszy  - siana z naszych łąk i marchewek z ogrodu - a i tak trzeba koło zwierząt chodzić ,więc to bez różnicy,a byłby dochód w miarę stały - niezależny od pogody i ruchu w turystyce. Gdyby ktoś był zainteresowany - proszę o kontakt - sprawa baaardzo trudnej materii przecież jest - tyle istot żywych musi się sobie spodobać! ( napiszę o tym jeszcze na naszym fb - gdzie ostatnio jestem  nieco bardziej aktywna  - bo jak się okazuje - medium to takie " łatwe , szybkie i przyjemne jest".Doniecczka ma niezły ubaw, gdy ja się każdym kolejnym polubieniem emocjonuję...

Przy dobrej pogodzie pracowałam jeszcze w ogrodzie - ale teraz zamarzło wszystko - ale to nic nie szkodzi - jest jeszcze mnóstwo pracy w warsztacie - jakieś drobne sprzęty do pensjonatu czekają tam na dopracowanie i mam mnóstwo szycia - uwielbiam szyć - ale tylko gdy czasu dużo i mogę się nad tym na prawdę skupić - a to znaczy teraz albo.... dopiero za rok.





Kupiłam już nasiona i zrobiłam zamówienie w szkółce....

















Ato zdjęcie to chyba bardziej dla mnie niż dla Pąństwa - bo podziwiać to jak na razie nie ma co - ale mam nadzieję, że za jakiś czas.... To jest - hmmm jak to nazwać - chyba oszklona weranda dla gości. Będzie można tu spożywać posiłki i posiedzieć gdy pogoda nie dopisze; jednocześnie rozwiązałam problem z wejściem do łazienki - przejście pod gołym niebem - nawet w lecie  - nie sprawdziło się i nie chodzi tu o temperatury - przy budowie nie wzięłam pod uwagę , że korzystać z tego założenia będą ludzie , którzy są tu nowi i mogą czuć się nieswojo nocą, na zewnątrz budynku - w dodatku gdy tylko o krok jest wielka ściana lasu.....Podobnie jest z zasłonami w oknach - ja nie czuję potrzeby zasłaniania okien  -sarny mają mnie podglądać? - ale inni już tak i o dziwo nawet moja Donieczka potrzebuje zasłon lub rolet - więc ....


O tej porze roku to u nas tak pusto jest, że dźwięk własnego głosu może przerazić - więc każda wizyta ogromnie cieszy i staje się wydarzeniem. Tak było i tym razem - na hasło  "goście jadą" rozochociłyśmy się z Donieczką jak dwa stare konie kawaleryjskie (to nie moje - to Tołstoja ) i zabrałyśmy się do przygotowań - na czas byłyśmy gotowe i ...wizyta się zaczęła. Towarzystwo wielopokoleniowe  więc po herbatce wyruszyliśmy na zwyczajowe " koników głaskanie " w wykonaniu najstarszych i najmłodszych , inspekcję obejścia - części zimowej i ogrodu - połączone z opowieściami itd. Część pytań zawsze się powtarza, czasem są reakcje zaskakujące - tak było i w tym wypadku - przedstawicielowi średniego pokolenia wyrwało się krótkie " o cholera ile tu kasy ..."
Taaaaak- ja wiem, że nie wszyscy wiedzą, że ja restauracją mebli się zajmowałam, o renowacji budowli z racji wykształcenia i duuuużej już teraz praktyki też pojęcie mam....nie wchodząc więc w szzegóły rzuciłam ogólnikowo - no my to większości sami zrobiliśmy...Nauczyłam się już nie mówić, że ja sama - bo - bo nie lubię kpiących uśmiechów. Podaję więc wersje oficjalną - liczbę mnogą i zazwyczaj sprawa załatwiona. Nie tym razem jednak - tu padła uwaga - " ależ się Pani mąż napracował... "Ok - jest jak jest, w szczegóły rodzinne nie zamierzam się wdawać - ale kolejne stwierdzenie zwaliło mnie nóg - " A Pani ? - czym się Pani właściwie zajmuje ? "
Wybąkałam cuś w stylu :" ja tu hmmm taak w ogrodzie i przy budowie , tynki robiłam  ..." Nwięcej już mi siły nie stało...A najlepiej podsumowała to moja przyjaciółka kiedy jej całą sytuację opisałam: wysapała tylko " o k.rwa .."
Ja już kiedyś pisałam o zjawisku " butonierki" - kobiety przy facecie ...Niech sobie każdy żyje jak chce - niech będzie kim chce tylko dobrze by było zerwać z całym tym stekiem stereotypów na temat roli kobiet i facetów ( a obecna moda na powrót do jakichś tam tradycji na pewno tego nie ułatwi ). Świat się zmienił w stosunku do tego naszych dziadków, a nawet ojców i nadal się zmienia - my kobiety , a przynajmniej wiele z nas chcemy żyć po swojemu - i jeśli to oznacza dom, dzieci - to ok , ale też ok jeśli to oznacza układanie koni, tynkowanie, prowadzenie firm itp.  Piszę o tym ,bo mam wrażenie, że kobiety mogą się udzielać w pewnych dziedzinach jedynie gdy za ich plecami stoi facet - gdy on niczym Zeus gromowładny jest tą ostatnią instancją  sygnującą nasze poczynania. Jak często słyszę od obcych gdy patrzą na mnie pracującą z końmi - "Państwo tak razem z mężem ?..."A wiecie drodzy Czytelnicy dlaczego - bo jestem kobietą ( nikt nigdy nie zapyta faceta układającego konia " A Pan to tak razem z żoną. ?.."), bo jestem drobnej budowy 165 cm wzrostu i 60 kg wagi ( głównie mięśnie  - no dobra zimą nico tłuszczyku - tak dla ocieplenia ) i nie robię dużo wrzasku - bo kobieta to ma jazgotać, płakać , przymilać się i PROSIĆ. Jestem już naprawdę zmęczona powtarzaniem pewnych rzeczy w kółko -a ostatnio jakby więcej tych zdziwień i mam też wrażenie , że więcej  dziwnych reakcji w stylu tych molestujących - ale to inny temat ...











Uffff - ulżyło mi .Dziś tłusty czwartek - akurat ta tradycja to całkiem niezła jest - choć ja takie "smażeńce" to często zimą uprawiam - kocham pączki, chrusty i racuchy . Wczoraj rozmawiałam z moją Mom- a ona  jako, że zna mój stosunek do tradycji różnych,  nie omieszkała przypomnieć mi o tłustym czwartku ... i poradzić -" co się będziesz z pieczeniem babrać w B są za psie pieniądze do kupienia...". O zgrozo...czyżbym miała tak cudowną czynność jak wypiekanie pączusi dla zwykłej wygody poświęcić ?! Taaaa inna sprawa to kto te wszystkie pączki zje ? Hmmm - zostają jeszcze sąsiedzi....








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz