sobota, 30 stycznia 2021

list

Teraz jest już listopad...hmm a ja mam wrażenie jakby upłynęło parę lat...W pewnej chwili rzeczywistość tak przyśpieszyła, że musiałam uważać coby z pojazdu nie wypaść. Wczesną wiosną zachorowałam na moją zwyczajną grypę wiosenną, która po fakcie okazała się być korona  - testów nie robiłam ale objawy były podręcznikowe'; ba ja nawet wiem skąd ja go wzięłam - mój ex przytaszczył go przez pół Europy i tu w tej wioseczce na zadupiu rozpakował...  No i tak to mam już epidemię za sobą - ciągle tylko nie wiem jak długo mam przeciwciała - no dobra nie muszę tego wiedzieć - wolę nie sprawdzać.

Jak listopad to już po sezonie - choć tak nie do końca - sezon nadal by trwał gdyby zwierzchność obiektów turystycznych nie zamknęła - u nas budowa na wiosnę się odbyła - tak , tak  - najpierw było chorowanie, a potem budowa - i teraz mamy urody wielkiej służbówkę. Bardzo jestem z tej służbówki zadowolona - ciekawe wnętrze - choć kolorystycznie totalnie nie moje - takie zielone z nutą beżu.

Moja krowa.....oooo to dłuuga historia - oszczędzę moim wiernym czytelnikom wszelkich zawiłości i szczegółów stanęło na tym, że Klemcia nie została przerobiona na steki (o było już bardzo blisko) i podjęłam decyzję , że do tej manażeri pełnej życiowych rozbitków jeszcze krowa dołączy - no uściślijmy - bezpłodna jałówka. 

Moja sąsiadka kiedy jej to oznajmiłam zapytała tylko - A pani wie ile krowa żyje?  Noo wiem ...Taaak, zapewniam - to nie była łatwa decyzja - krowa żyje długo, a ta krowa dużo je, nie rodzi dzieci i nie daje mleka...Tylko tak sobie pomyślałam - dlaczego TA  KROWA ma iść na rzeź bo akurat nie spełnia moich planów ?- a może ona swoje własne ma ?

koniec stycznia 2021 roku

Uraczyłam Państwa starym tekstem, który gdzieś tam w niebycie był się zawieruszył, a poniewąż oddaje doskonale moje nastroje listopadowe to niech sobie tu zaistnieje..

Mamy za sobą święta - najdziwniejsze jakie przeżyłam - ale bardzo spokojne i chyba takie najbardziej moje - tylko z Donieczką - przed kominkiem, troszkę z książką , troszkę z dobrym filmem...a teraz zmieniam mój dom - to znaczy robię radykalne zmiany w naszej części prywatnej i bardzo się cieszę na na to moje nowe , bardzo osobiste wnętrze .Donieczka wybyła z domu do wielkiego miasta i w miarę obecnej sytuacji smakuje życie miejskie i  jest bardzo szczęśliwa kiedy nas odwiedza - no może nie zawsze - bywa, że jest bardzo nieszczęśliwa kiedy nas odwiedza - bo np ostatnio Luśka odłupała jej kawałek absolutnie wypielęgnowanego paznokcia ale konik przeżył i to najważniejsze. 

Ja produkuję sporo serów - Klemcia zaczęła dawać mleko i mogę objadać się camembertem , korycińskim, fetą, riccotą - ba nawet brunost już zrobiłam i o dziwo muszę stwierdzić, że tu przydałaby się odrobinka koziego mleka - ale bez obaw - kozy NIE kupię...


pozdrawiam 

Donia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz