Było tak zimno, że zamarzały uczucia i umysł, i chyba w takim właśnie stanie - schłodzonych uczuć - wydałam wyrok śmierci na nasz bluszcz. Jeszcze parę lat temu bluszcz porastał cały nasz dom, łącznie z dachem. Widok był przepiękny, dom wyglądał jak śliczna, zielona kula z błękitnymi oknami, ale dach zaczął przeciekać i zrobiliśmy nowy - nowoczesny "piękny", drogi. Kosztował tyle, że należało o niego dbać - a to znaczy STOP dla bluszczu. Czas mijał, bluszcz wrócił do formy - i się zaczęło... . Moja matka jak rzymski senator od Kartaginy, każdą rozmowę telefoniczną kończyła pytaniem : "A bluszcz obcięłaś ?" Pan z elektrowni, pan od awarii internetu za każdym razem pouczali mnie, że z tym "chwastem" trzeba zrobić porządek...
I zrobiłam. Wezwałam pana Jerzego, powiązaliśmy drabiny i pan Jerzy zaczął rzeź... . Za każdym razem kiedy mówiłam "Już wystarczy, tak jest dobrze" pan Jerzy patrzył na mnie jak Zeus gromowładny z wysokości, uzbrojony w sekator, grzmiał - "a wie pani ile kosztuje jedna skrajna dachówka, ile bierze dekarz ?" - to były mocne argumenty, miękłam, a kiedy znów próbowałam ingerować pan Jerzy zaczynał swą frazę - "a wie pani ..." I w ten sposób wyrok został wykonany. Dom wyglądał szkaradnie..., nagi, kanciasty.
Kiedy Ta czwarta wróciła ze szkoły, aż jęknęła. "Mamo, jak mogłaś?". I co ja wtedy powiedziałam? "A wiesz ile kosztuje jedna...." I obie wybuchnęłyśmy śmiechem. Szkoda tego bluszczu, ale natura weźmie co jej, już za chwilę roślina wróci do życia i zacznie oplatać dom, i dach, a ja będę udawać, że tego nie widzę.
Pozdrawiam
Ta trzecia
P. S.
Rzeż na naszym bluszczu to nic, w porównaniu z tym co się dzieje z drzewami we wsi. Cięte jest wszystko, co ma powyżej dwóch metrów wzrostu. Już, za chwilę najwyższymi drzewami na prowincji będą porzeczki szczepione na pniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz