Okazuje się , że cisza i ciemność to towary deficytowe, a ja chyba jestem ich sprzedawcą. Zawsze zastanawiam się , kiedy padnie to stwierdzenie - konstatacja podszyta zadziwieniem i jakby niedowierzaniem -"...jak tu cicho...." Przyznam szczerze , że nie słyszę tej ciszy - to piękne określenie " słyszeć ciszę " - ja słyszę ( i to mnie często doprowadza prawie do szału) np. kombajny w czasie żniw -pracują co prawda w znacznej odległości ale i tak absolutnie wyprowadzają mnie z równowagi...., słyszę odgłosy wystrzałów w nocy i nagły gwałtowny tupot w lesie, słyszę " szczekanie" koziołków i ryki jeleni, a czasem nagły, żałosny kwik i wiem , że własnie zakończyło się strachliwe życie szaraczka......
Czasem budzę się w nocy i mam wrażenie , że dobiegają mnie odgłosy wielkiego miasta - to oczywiście słuchowa fatamorgana - najbliższe duże miasto jest w odległości ponad ponad 80 -u kilometrów ale ja bardzo wyraźnie słyszę ten charakterystyczny pomruk uśpionego miasta : - szum obwodnicy,odległe sygnały karetek, łoskot kolei ....i doświadczam przez sekundę tej wielkiej samotności - , której można doświadczyć tylko w dużym mieście - tego bycia "w" , a jednocześnie obok ,tego pędu - imperatywu celowości , odczuwanego jako bolesny absurd dokładnie w tej samej sekundzie gdy się choćby na chwilę się zatrzymamy ....
Tu jestem często sama - ale nigdy samotna . Tysiącami drobnych niteczek - obowiązków, , oczekiwań, radości - kotwiczę w tym miejscu jak stary transatlantyk zacumowany w porcie i zamieniony na muzeum - kawiarnię, - który nocami marzy i wspomina długie rejsy. Na szerokie wody już nie wypłynie - ale - ........i nie zatonie ......... taką ma nadzieję , choć słyszałam i o takich sztormach, które zatapiały statki zacumowane w portach.........
...........................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................
............................................................................................................................................................
Dwa dni temu zmarła na raka Gina Rust.
Osierociła mnóstwo ludzi - bardzo różnych ludzi : nieletnie , samotne matki , arabskie żony imigrantów, byłych czy też aktualnych ćpunów, polskich bezdomnych i wielu , wielu innych, którymi opiekowała się jako pracownik socjalny ale też mnóstwo przyjaciół z bardzo różnych kręgów - artystów, ludzi biznesu i nauki - i takich zwykłych - jak ja....
W jej przypadku jest to absolutnie nieważne ile żyła - tylko jak żyła i ile dała z siebie innym........
Ta Trzecia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz