I to jeszcze wale nie był koniec bolesnych wypadków tego dnia. Walka z karniszem strasznie mnie wyczerpała. dla poprawy nastroju, wieczorem postanowiłam obejrzeć "Dzień świra " Kiedy doszłyśmy do sceny balkonowej - mówię do córki - " zatrzymaj , idę po świeczkę..." - "????? " - " Pomodlę się za tę przyczepę sąsiada co to już trzy miesiące na naszym podwórku stoi..." - a córka mi na to - " ale mamo ty od roku już jesteś ujawnioną ateistką..."-Okno było uchylone i najwyższy na pewno tego słuchał, - a byłaby głupia mała się tak nie darła - byłaby nadzieja, że zapomniał o moim ateizmie , tyla przecież na głowie teraz ma , człowieki w amoku jakimś biegają - i tak przy okazji innych próśb sąsiedzkich i mojej by wysłuchał .
Teraz to tak sobie myślę - że ja to dziecko źle wychowałam . Ona nie wie jeszcze , że wiara, poglądy , opinie i takie tam - to "stałe zmienne "są i należy je zawsze tak ustawiać by z wiatrem iść - byle skutek był ....... Ileż to pracy mnie jeszcze czeka by z tego Człowieka - człowieka zrobić......
Mażę o kozie- już długo , długo i dużo o niej myślę .Mam takie przeczucie,że o koniach miałam pojęcie zanim się jeszcze urodziłam - matka i ojciec zawsze jakoś tam z tymi zwierzętami kontakt mieli - ale koza ? W tym wypadku jest wręcz przeciwnie , jest w mojej rodzinie jakaś wrodzona wrogość do tych istot i myślę , że jej początki mają związek z moją babką ze strony matki , która całe życie swoje jakiejś bezimiennej kozie nie mogła wybaczy, że ta jej w czasie okupacji dwie - DWIE - zmiany pościeli suszącej się na sznurku zżarła Słuchałam tej opowieści jako dziecko i myślałam, że żart to jest - ale ostatnio kiedy zaczęłam się teoretycznie przygotowywać do kontaktu z kozą myślę, że to jednak nie był żart. I dlatego chciałabym i boję się......Ja kozy nigdy z bliska na oczy nie widziałam - raz tylko wiele lat temu , w czasach gdy myślałam , że mieszkanie na wsi polega na spacerach po lasach okolicznych i uśmiechaniu się do tubylców, widziałam jednego pana jak kozy pasł. Zapamiętałam go , ponieważ z wielkim przejęciem dziurawą czapkę typu kaszkiet gazetą łatał , a drugi raz go widziałam jak przez tą dziurę rzeczoną gazetę czytał- i tyle. Potem już nigdy więcej kóz nie widziałam..Kiedy raz rodzinie z miasta bąknęłam , że może sobie kozę kupię to spojrzeli na mnie jakbym była ścierwem przejechanego kota na drodze ....A ja powiem szczerze jak na spowiedzi świętej - z tą kozą to dla mnie to wiążą się zasadniczo dwa problemy. Primo - jako prawie wegetarianka co ja z tym całym potomstwem zrobię, bo przecież , żeby mleko było koza musi mieć dzieci czyli co rok prorok....... i ?
Nie zabiję, nie zjem , a jak będę małego koźlaka czy jak tam się młodzieniec kozi się zwie czyli jak go będę sprzedawać to mam nabywcę pytać " Pan go będzie głaskał czy jadł, bo jak jadł to ja nie sprzedaję...." Secundo - lekarze jak mi dwa lata temu lewą rękę fastrygowali to przy okazji parę kosteczek , te co mi już ponoć potrzebne nie są wyjęli i prostowniki trochę skrócili i skąd ja mam teraz wiedzie czy nie usunęli tych właśnie kości i kawałków prostowników, które do dojenia kozy potrzebne są ? No skąd am to wiedzieć ?Kiedyś wieki temu , ze zdrową jeszcze ręką w stylu rozpaczliwym udało mi się parę razy krowę wydoić , ale teraz pooglądałam obrazki w internecie i wygląda na to, że u kozy aparatura mleczna trochę inna.jest.....
Z tego wszystkiego to już mnie głowa rozbolała i o telefonach
dzisiaj nie napiszę...
PS Znów o tej przyczepie pomyślałam co na podwórku stoi , trzy razy już sąsiadowi mówiłam , że może by tak ją zabrał, drewno już dawno na miejscu docelowym poskładałam - , a on nic. Z każdym razem , gdy z garażu wyjeżdżam, a potem manewr cofana wykonać muszę, mam wrażenie , że ten cholerny zaczep od przyczepy przez tylną szybę się przebija, przez przednią wychodzi , po drodze mój mózg zabierając....I niech nikt mi nie mówi, że na podwórku jest dość miejsca i ta przyczepa nie przeszkadza, bo ja mówię że przeszkadza, piekielnie , tragicznie, kosmicznie mi przeszkadza..... idę zaparzyć meliskę....
Pozdrawiam
Ta Trzecia
na marginesie
...a te prognozy pogody to się ostatnio absolutnie nie sprawdzają - na szczęście....
Przyczepa rzeczona - i co nie przeszkadza ?
Karczochy w stroju zimowym
Nasze pokłady melisy...
Zimowi mieszkańcy szklarni - czują się chyba jak zesłańcy syberyjscy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz