poniedziałek, 4 września 2017

....złośliwcy no pasaran....


     Złośliwcom ku radości, moim poplecznikom ku rozpaczy, przyznaję, że po raz kolejny poległam na polu albo lepiej będzie gdy powiem na drodze poległam  - choć prawdę powiedziawszy ja nawet na tę drogę nie wyjechałam. Byłam już mentalnie  nastawiona , bardzo pozytywnie zresztą , wypiłam chyba wiadro melisy - tym razem lekko osłodzonej , żeby mi energii trochę przybyło , strój miałam czysto uprasowany - żelazko ok. 40 razy sprawdziłam, że z sieci wtyczka wyjęta jest - czyli byłam  gotowa - no właśnie   i ....Pech chciał , że nawiedziła nas E.i uraczyła długą , barwną historią o kuzynie . który czołowo się na drodze do N. z jakimś " wozem bez mała pancernym" zderzył - "czołowo zderzył ". To teraz proszę mi powiedzieć czy ja po czymś takim mogłam do N.autem pojechać ? : a jeśli ten " wóz bez mała pancerny " nadal tam krąży , a jeśli on tylko tam czeka , aż ja tym moim złotym maleństwem na drodze się pojawię ?! Nie, po stokroć nie - otworzyłam drzwi do garażu z kluczykiem w dłoni, podumałam na moim tygryskiem ( ksywka stąd, że to seicento pokrowce na fotelach we wzory tygrysie ma ) i  rzekłam - " ty tu sobie poczekaj, ja autobusem pojadę , a jak wrócę to ci wszystko opowiem ...."Zgodził się ...
 Coraz silniejszą w sobie wolę bożą czuję by Wańkowiczem  ziem odzyskanych zostać - każda taka wyprawa do N. bez mała Anodą czy Katodą zaowocować jest w stanie...
 - ot tym razem dowiedziałam się , że ta Marzena, co za Krzyśka od D za mąż wyszła, już całkiem zdurniała , nic tylko na starość babie odbiło, trzy kolczyki w uchu ma jak młódka jaka , a te bransoletki na rękach.... i kto to widział ?( Tu skurczyłam się w sobie , dłoń ubrnsoletkowaną za plecy włożyłam , oddech wstrzymałam by na siebie uwagi nie zwracać - tym bardziej, że dopuściłam się przestępstwa wielkiego, - tak się w tym autobusie dowiedziałam bo mszę św, w niedzielę opuściłam).
    Oj ciekawych rzeczy się człowiek w tym autobusie dowie - a jakie widoki ma - o zapachach nie wspomnę. Pewnie Państwo  myślicie, że ja zapachy stajenne preferuję - oj nie. Tu jest tak, że całe to towarzystwo ze mną włącznie , jak to ładnie Tołstoj napisał w " W i p " każdą fałdkę ciała porządnie wyszorowało  - tam to było na okoliczność balu - u nas na okoliczność wprawy do N .Ja na tym wyszorowaniu zazwyczaj poprzestaję , reszta towarzystwa na etapie Rexony się zatrzymała , ale efekt ostatecznie jest i tak lepszy niż ten w środkach komunikacji miejskiej w wielkim mieście -  w 30 stopniowym upale i kakofonii zapachów...
  Nie żebym się czepiała, absolutnie nie...ja tylko tak węchowo bardzo wrażliwa jestem - ale to u nas rodzinne. Mój Brat równie wrażliwy jest - kiedy był ostatnio z wizytą, a akurat  goście ze stodoły się wyprowadzili -  Brat wszedł do domu mego i w progu oznajmił -  " ale tu wali ".   Spanikowałam bo na sumieniu ze cztery dni niesprzątnięty padok koński miałam , więc się zaczynam tłumaczyć - "wiesz tyle roboty było już jutro tam wygrabię - na co on - " eee, nie, szanelką tu wali  !..."- ???????????????
Pozdrawiam
                      Donia

ps
 od piątku 22 września planujemy kolejną edycje warsztatów - więcej w zakładce warsztaty.
pss
 w zakładce kontakt jest adres naszej strony internetowej , a tam fantastyczne fotografie naszego gościa pana Macieja Załuskiego ( popadłam w kompleksy fotograficzne przez nie - ale za jakiś czas odtaję...) Ten wpis ilustruję zdjęciami wykonanymi przez Donieczkę w czasie jej podróży po pd. Francji - wiele osób pytało nie skąd te błękity w połączeniu z beżami w naszym domu a one właśnie stamtąd pochodzą - pod powiekami przechowuję obrazy Awinionu i Montpellier, które teraz ożyły na nowo w opowieściach mojej pociechy....
na marginesie
  kiedy złośliwcy nabijają się ze mnie, że tygryska więcej czyszczę niż nim jeżdżę ( co absolutnym, wierutnym kłamstwem jest - bo tygryska sprząta Donieczka , nie ja ) to ja ty złośliwcom odpowiadam , że ja umiem cudownie prowadzić - ale zaprzęg koński i powoziłam jeszcze zanim zaczęłam chodzić - i co zatkało kakao ?














.... to jest " ogród angielski " w Ogrodzie Botanicznym w Montpellier - no cóż może to i lepiej, że z tym Napoleonem wyszło jak wyszło...













..chyba coś takiego u siebie w ogrodzie zbuduję....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz