Rok w rok słyszę zawsze te same słowa współczucia - ale Pani to tych liści ma - noooo mam - a bo co - mam i nie oddam . Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się palić liści -i powiem szczerze - uważam to za barbarzyństwo - w tych pryzmach mnóstwo wszelakiego stworzonka żyje - to po pierwsze, po drugie - liście to cudowny materiał do ściółkowania, do robienia ziemi liściowej , do wykładania alejek na grządkach - dlatego tak zachłannie zgrabuję te skarby - choć trochę mi żal tego szelestu i kolorów pod stopami ale przyjdzie wiatr złodziej i je wszystkie gdzieś zabierze i szkoda będzie...
Nie piałam bo się edukacją zajęłam - proszę nie myśleć, że ja w stan pedagogiczny weszłam - jak mówi sąsiadka -" ...a nigdy w życiu ..."Ja tylko w ramach prac społecznych udałam się do liceum , w którym uczy się Donieczka by pouczyć dyrektora co to znaczy dyrektorem być i powiedzieć mu czego oczekuję od tak szanownej instytucji...Impulsem była decyzja rzeczonego pana o likwidacji grupy języka francuskiego - uwaga po dwóch miesiącach nauczania - dyrekcja doliczyła się uczniów 11, bo wcześniej zawsze "wychodziło" 15. Państwo nie rozumiecie - nic nie szkodzi, ja też nie rozumiem i to już nieistotne nawet jest - u dyrektora byłam - pouczyłam , wyjaśniłam i jasno określiłam czego oczekuję. Dyrektor bardzo się wzruszył - podziękował za lekcję i powiedział nawet , że starosta też pewnie byłby wdzięczny za niewielki wykład...albo skarbnik. Eeee , na starostę za słaba się w tym momencie czułam - może przy najbliższej okazji - ale referent do spraw oświaty to jak najbardziej. Poszłam , powiedziałam , odparłam argumenty strony przeciwnej, udzieliłam kilku cennych porad - niestety nie spotkały się z uznaniem ( referent uznał, że jak zrobią jak ja radzę to inni powiedzą , że jak za króla Cwieczka jest) - niech robi jak uważa - byleby dobrze było - to znaczy tak, jak ja chcę...
I jest - choć powiedzmy szczerze - ja uwierzę dopiero gdy mi Donieczka cenzurkę przyniesie.
A z tą mufką to było tak - byłam w N, i akurat nowy sklep ze starzyzną otworzyli - dla mnie to prawie jak otwarcie Złotych tarasów w Warszawie -godzinami mogę tam szperać. Oglądałam , oglądałam i nie mogłam się zdecydować , aż tu patrzę a tam mufka leży - przepiękna , futrzana - dokładnie taka od Anny Kareniny... cena mnie z nóg zwaliła - całe osiem złotych- nic tylko brać - choć wiedziałam , że przed Donieczką będę musiała się kryć. Mówię biorę - Pani towar kulturalnie w stary Kurier Opolski czy coś takiego pakuje i mówi : " ale pani to wierząca musi być..." - hęę ?" mufki to tylko głęboko wierzące panie kupują - do kościoła: w rączki cieplutko ... i jeszcze najlepiej gdy zameczek jest (?) - nooo taka kieszonka z zameczkiem - na pieniążki na tacę..." Moja mina musiała być bezcenna...
Sprostowanie - mufkę mam - nie jestem wierząca - ni głęboko ni płytko - mufki potrzebuję - bo mam dłonie wielkości różnej i mnie już nerw bierze zawsze dwie pary rękawiczek nabywać wielkości różnej - które potem i tak gubię.
Okrutnie chce mi się o ogrodzie pisać ale nim to nastąpi muszę koniecznie jeszcze popełnić jeden wpis - o świni....
Donia
Z przyjemnością zajrzałam w pełne jesiennego uroku zakątki pani ogrodu. I czekam na opowieści ogrodowe.
OdpowiedzUsuńMnie także opadające liście cieszą, a nie martwią. Wiele tracą Ci, którzy nie dostrzegają plusów tego stanu rzeczy...
Bardzo dziękuję za miłe słowa - już niebawem o ogrodzie napiszę teraz jeszcze tylko parę słów w temacie " mięsnym " bo mi ostatnio mocno doskwiera.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i pamiętam o laurowiśni obiecanej - właśnie ją zadołowałam.
Cieszę się, niech zimuje spokojnie, a ja czekam.
OdpowiedzUsuń